Hanna Gronkiewicz-Waltz zakazała Marszu Niepodległości. Jego organizatorzy zapowiedzieli odwołanie do sądu i jednocześnie, że Marsz i tak przejdzie ulicami Warszawy. Wojewoda - milczy. Na tym tle trwają zmagania prawników, usiłujących rozstrzygnąć, kto ma rację w tym sporze. Ostateczne rozwiązanie możemy poznać dopiero w chwili, kiedy manifestacja powinna ruszyć.
Na pierwszy rzut oka miasto nie może ingerować w organizowanie Marszu, bo ma władzę tylko nad zgromadzeniami zwykłymi. Te cykliczne, jak marsz właśnie, mające pierwszeństwo przed zgromadzeniami zwykłymi - to wyłącznie domena wojewody. To on wydaje na nie pozwolenia.
Warszawski ratusz zakazując organizowania Marszu Niepodległości powołał się jednak na artykuł prawa o zgromadzeniach mówiący o wydaniu zakazu, jeśli zgromadzenie mogłoby zagrażać życiu, zdrowiu lub mieniu w znacznych rozmiarach. Ten przepis stosuje się odpowiednio do wszystkich manifestacji, nawet tych, na które wyraził zgodę wojewoda.
Organizatorzy Marszu w reakcji na decyzję prezydent Warszawy mogą więc tylko stosować się do przepisów, czyli odwołać do Sądu Okręgowego. Na złożenie odwołania mają 24 godziny, które upłyną jutro - w czwartek, o 14:00.
Sąd Okręgowy z kolei od jutra od 14:00 będzie miał kolejne 24 godziny na rozpatrzenie odwołania. Decyzja, czy rację ma prezydent Warszawy, czy organizatorzy Marszu zapadnie więc najpóźniej w piątek o 14:00.
Wtedy jednak przegrana strona, a więc albo ratusz albo organizatorzy Marszu Niepodległości - będą mogli złożyć zażalenie na wyrok, do warszawskiego Sądu Apelacyjnego. Termin na złożenie zażalenia upłynie po 24 godzinach od wydania wyroku Sądu Okręgowego, czyli... w sobotę o 14:00.
Na wydanie ostatecznego rozstrzygnięcia Sąd Apelacyjny będzie miał kolejne 24 godziny. Jeśli zażalenie wpłynie w ostatnim możliwym terminie, a sąd wykorzysta cały czas, jaki mu przysługuje na wydanie wyroku - poznamy go w niedzielę, 11 listopada, o 14:00.
Dokładnie wtedy, kiedy Marsz Niepodległości miał według planu ruszyć ulicami Warszawy.
(az)