Patrole strażaków będą dalej dozorować pożarzysko w Biebrzańskim Parku Narodowym. Kończy się akcja gaśnicza, biorące w niej udział służby będą w niedzielę wycofywane - poinformował rzecznik PSP w Białymstoku Tomasz Gierasimiuk.
Dziś przeprowadzono oględziny terenu z policyjnego śmigłowca z kamerą termowizyjną i dronów strażackich. Rzecznik PSP w Białymstoku Tomasz Gierasimiuk przekazał, że wykazały one już "bardzo niewiele" miejsc o podwyższonej temperaturze.
Znajdują się one na bardziej podmokłym terenie i będą dozorowane przez strażaków z Ochotniczych Straży Pożarnych. Zostanie tylko część do dozoru, żeby patrolować i pilnować tego obszaru, tego pogorzeliska, żeby coś się z tych drobnych zarzewi jeszcze nie rozpaliło - poinformował Gierasimiuk.
Walka z pożarem podmokłych łąk, terenów leśnych w Biebrzańskim Parku Narodowym trwała od prawie tygodnia. Z danych ze zdjęć satelitarnych wynika, że pożar objął powierzchnię prawie 5,3 tys. ha.
Według ocen służb parkowych i strażaków prawie pewne jest, że pożar powstał wskutek wypalania traw. Mówił o tym także w Popołudniowej rozmowie w RMF FM dyrektor Biebrzańskiego Parku Narodowego Andrzej Grygoruk.
Tych pożarów w okolicy gminy Sztabin w kierunku Biebrzy było już kilkanaście. Ten wymknął nam się spod kontroli, bo powstał na takich terenach, gdzie nie ma dróg dojazdowych, trudno się przeprawić przez rzekę - mówił 23 kwietnia na antenie RMF FM.
Wiosenne pożary suchych traw i trzcinowisk są nad Biebrzą co roku, ale ten pożar to największy w historii działalności tego parku.
Biebrzański PN jest największym polskim parkiem narodowym (ma powierzchnię ok. 59 tys. ha), chroni cenne przyrodniczo obszary bagienne. Jest ostoją wielu rzadkich gatunków zwierząt i roślin, m.in. ptaków wodno-błotnych, ale też łosi. Dyrekcja parku zapowiadała w ostatnich dniach, że po pożarze będą oceniane straty przyrodnicze.