Kapo w filmie o obozie koncentracyjnym – w takiej roli obecnego szefa Parlamentu Europejskiego Martina Schulza obsadził kiedyś złośliwie były już szef włoskiego rządu Silvio Berlusconi. Słowo „capo” po włosku znaczy „szef”, więc gdyby odrzeć je z lagrowego kontekstu, Schulza nie obraża; ale w polszczyźnie jest też wyraz „kapować”, a to już inna historia.

Kapo w filmie o obozie koncentracyjnym – w takiej roli obecnego szefa Parlamentu Europejskiego Martina Schulza  obsadził kiedyś złośliwie były już szef włoskiego rządu Silvio Berlusconi. Słowo „capo” po włosku znaczy „szef”, więc gdyby odrzeć je z lagrowego kontekstu, Schulza nie obraża; ale w polszczyźnie jest też wyraz „kapować”, a to już inna  historia.
Z lewej: Martin Schulz /ANA-MPA / PRIME MINISTERS PRESS/ ANDREA BONETTI / PRIME MINISTERS PRESS OFFICE / HANDOUT /PAP/EPA

Określenie "kapować" jest bowiem w więziennej grypserze synonimem "donoszenia". Językoznawcy przypuszczają, że może mieć ono niemieckie pochodzenie. Warto przypomnieć, że termin "kapo" w hitlerowskich obozach koncentracyjnych przypuszczalnie wywodzi się od skrótu Kameraden Polizei, bo takich funkcyjnych powoływano spośród więźniów kacetów.

Lewacki niemiecki obsesjonat z Brukseli musi mieć nad Wisłą jakichś kapusiów, kameraden, kamratów . Nie sądzę, żeby słowa o politycznej sytuacji w naszym kraju były wyłącznie inicjatywą Schulza, bo jak jakiś "cyngiel" wypalił w wywiadzie dla radia Deutschlandfunk, że to co dzieje się w Polsce "ma charakter zamachu stanu".  Jawohl! Das ist Putsch, mein Herr! 

Oczywista jest dla mnie koordynacja wewnątrzkrajowych  protestów przeciwko rządowi Prawa i Sprawiedliwości z tą schulzowską bzdurą na resorach. To jest od dawna sekretny KOD w takich sytuacjach. Obrońcy status quo III RP, państwa sitw i mafii, skolonizowanego przez obce potencje, są jak dworskie pieski łaszące się do ościennych panów w XVIII stuleciu.     

Narzucająca się analogia każe się zastanowić nad tożsamością robiących dym na ulicach Warszawy rzekomo w obronie demokracji. Hipoteza koordynacji ruchów w Polsce z zagranicznymi ośrodkami wskazywałaby na agenturalną proweniencję grup politycznych zadymiarzy. Jednak to tylko przypuszczenie w moim myślowym procesie ... poszlakowym.        

Intryga brukselsko-niemiecko-wewnątrzpolska wyłaniająca się z ostatnich wojenek wokół Trybunału Konstytucyjnego, krecia robota, którą  tu próbuję ujawnić i zneutralizować, pozwala inaczej zinterpretować oskarżycielską radiową wypowiedź szefa Parlamentu Europejskiego. Po początkowym oburzeniu na słowa Martina Schulza natchnęła mnie nagle pewna myśl.       

A co by było, gdyby Niemiec postawił prawdziwą diagnozę? Może faktycznie odbywa się u nas pełzający przewrót? Może rzeczywiście mamy do czynienia z ledwie skrywaną rewoltą?  Jednak polityczna logika podpowiada mi, że tej sytuacji o "charakterze zamachu stanu" nie wywołuje demokratycznie wybrany rząd PiS. A jeśli nie on, to kto? Wer ist der Mörder?