Od północy zamknięte są przejścia tyrystyczne na granicy polsko-czeskiej. W ten sposób nasi południowi sądziedzi bronią się przed zagrożeniem epidemią pryszczycy. Czesi zamknęli także przejścia piesze z Austrią i Niemcami. Ruch na pozostałych przejściach odbywa się normalnie.
W związku z zaostrzonymi przepisami sanitarnymi, jakie wprowadzone zostały w celu ochrony przez epidemią pryszczycy, na granicach Czech prowadzi się dezynfekcję pojazdów i osób. Na małych, przeznaczonych dla ruchu turystycznego przejściach granicznych wprowadzenie tego typu ograniczeń nie byłoby - według czeskich władz - możliwe, albo byłoby bardzo kosztowne. Obowiązuje zakaz importu i przewozu przez Czechy (z krajów UE i z Polski) żywych zwierząt, wyrobów mięsnych oraz mlecznych. Obostrzenia sanitarne (w tym także zamknięcie turystycznych przejść z Polską, Austrią i Niemcami) mają obowiązywać co najmniej do 27 marca.
Specjalne maty dezynfekcyjne ze słomy i trocin, dezynfekcja i zmiana odzieży roboczej, zakaz wstępu - środki ostrożności do niedawna znane tylko z doniesień zachodnich hodowli, gdzie odkryto przypadki choroby pryszczycy wśród była, zaczęto stosować także w Polsce. W Chorzelowie znajduje się Zakład Doświadczalny Instytutu Zootechniki. Jego brama jest zamknięta i nikt poza pracownikami nie może przez nią przechodzić. Jak powiedział dyrektor fermy krów mlecznych Jerzy Fijał, od chwili pojawienia się informacji, że wystąpiły przypadki pryszczycy w Anglii, a ostatnio we Francji żadna osoba z zewnątrz nie może tam wchodzić. Pracownicy starają się ograniczyć kontakt zwierząt z ludźmi, unika się jakiegokolwiek kontaktu z osobami przybyłymi z zewnątrz. Przed wejściem na fermę pracownicy myją się dezynfekują i zmieniają odzież. Na fermie pracuje siedem osób, które zajmują sie ponad 300 sztukami bydła. Dyrektor Fijał ma nadzieję, że pryszczyca pod Mielec nie dojdzie, jednak środki ostrożności ciągle są stosowane. Pracownicy Zakładu przyznają, że ryzyko pojawienia się epidemii jest bardzo duże.
foto EPA
11:00
