Gdy żar leje się z nieba, niektórzy chłodzą się na basenach, inni nie wysuwają nosa z domu. Są też tacy, którzy w gorące dni korzystają z dobrodziejstw komór kriogenicznych, gdzie temperatura spada do –120 st. C.
Tam już jest prawdziwa lodówa. To znakomite miejsce, żeby się ochłodzić i niewyziębić - mówi pracownik jednej z łódzkich komór niskich temperatur.
Krioterapia to jednak nie tylko dobry sposób na ochłodę w gorące dni. Zabiegi w komorach niskich temperatur są pomocne w leczeniu schorzeń reumatologicznych; zwiększają odporność organizmu; regulują przemiany hormonalne; wpływają korzystnie na psychikę; poprawiają koloryt skóry; opóźniają proces starzenia. Wystawienie ciała na działanie bardzo niskich temperatur pomaga również w zrelaksowaniu całego organizmu.
„Pingwinki”, czyli tzw. suche morsy, które korzystają z kriogenicznych zabiegów, muszą jednak po każdej sesji rozgrzać mięśnie, ćwicząc intensywnie 20-30 minut.
W miejscu, przy którym najmroźniejsze dni na Antarktydzie wydają się być środkiem lata, był łódzki reporter RMF Marcin Lorenc. Posłuchaj jego relacji: