Wprowadzenie stanu wojennego zbiegło się z falą zbuntowanego punk rocka, która dotarła do Polski. Dezerter śpiewał "Spytaj milicjanta", a Brygada Kryzys "Nie daj się ogłupić" wykrzykując "i nawet kiedy nie masz na chleb codzienny pamiętaj! Ty jesteś bezcenny". Służba Bezpieczeństwa zainteresowała się festiwalem w Jarocinie. A Gintrowski i Kaczmarski działali w tzw. drugim obiegu.
(fragment "Murów" J.Kaczmarskiego)
Teatr zszedł do podziemia, widzowie bojkotowali artystów popierających stan wojenny, rozkwitły teatry domowe. Zgromadzenia były zakazane, więc każdy z widzów musiał znać hasło, nie wolno było klaskać, nagrywać, i robić zdjęć. Podziemny Teatr Domowy został powołany do życia w 1982 roku przez Ewę Dałkowską, Tomasza Miernowskiego, Emiliana Kamińskiego, Andrzeja Piszczatowskiego i Macieja Szarego. Przez siedem lat pokazał około 150 przedstawień. Teatr Domowy miał w repertuarze m.in. przedstawienie "Wszystkie spektakle zarezerwowane", które nawiązywało do tego granego w Teatrze Powszechnym w Warszawie tuż przed wprowadzeniem stanu wojennego.
Spektakle łączyły teksty Stanisława Barańczaka, Ernesta Brylla, Wiktora Woroszylskiego oraz piosenki Jana Krzysztofa Kelusa i Jacka Kaczmarskiego. Środowisko aktorskie wyrażało w ten sposób sprzeciw wobec wprowadzenia stanu wojennego. Teatr Domowy nawiązywał do tradycji patriotycznych koncertów słowno-muzycznych, organizowanych w mieszkaniach w czasie okupacji hitlerowskiej. Zdarzało się, że w teatrach państwowych 13. grudnia 1981 roku brutalnie zdejmowano przedstawienia, na przykład słynną "Kolędę Nockę" z tekstami Ernesta Brylla.
"Bilety były wykupione na wiele miesięcy do przodu" - mówi RMF FM poeta. "Przyszli, powiedzieli, że nie będzie spektaklu, rozwalili i spalili komisyjnie wszystkie dekoracje" - dodaje Bryll. Po wprowadzeniu stanu wojennego zakazywano też wystawiania sztuk, tak było z "Alfą" Sławmira Mrożka. Zakaz dotyczył również dwóch innych dramatów Mrożka - "Vatzlav" i "Ambasador".
Ta ostatnia powstała w 1982 roku. Jest sztuką o niezłomności. Akcja rozgrywa się w ambasadzie demokratycznego kraju na terenie państwa totalitarnego. W stanie wojennym władze wymusiły na producencie filmu "Człowiek z żelaza" Andrzeja Wajdy wycofanie się z rywalizacji o Oscara. Co ciekawe na naszych ekranach w tamtym czasie gościł "Czas apokalipsy" Francisa Forda Coppoli. To wtedy Chis Niedetthal, który fotografował z ukrycia stan wojenny zrobił swoje słynne zdjęcie, o którym dziś mówi "piękny zbieg okoliczności". Czołg, żołnierze, napis Kino Moskwa i wielki tyuł "Czas Apokalipsy . Nic dziwnego,że to zdjęcie stało się symbolem stanu wojennego .
Natychmiast pojawiły się przeróbki piosenek. Na znane melodie śpiewano nowe teksty, opisujące aktualną sytuację polityczną.
"Na zachodzie nie wierzyli, że można uprawiać humor tak ponuro" - wspominają artyści. To był śmiech przez łzy. Pierwszą reakcją były napisy i rysunki na murach, szybko zamalowywane przez ZOMO.
"Z Solidarności Walczącej robili biedronkę" - mówi RMF FM znany rysownik Julian Bohadnowicz. "Przedłużali kotwicę, domalowywali kropki. To była taka specjalna ekipa, która chodziła i nauczyła się tę biedronkę robić" - dodaje.
Julian Bohdanowicz kilka dni po ogłoszeniu stanu wojennego narysował znak Solidarności spięty kajdankami. Jedno ogniwo jest pęknięte, powoli pękają inne. Rysownik przekazał swoją pracę do wydawnictw podziemnych. Rysunek pojawił się jako mały znaczek wpinany w klapę. "Słuchałem potem wieczorem Radia Wolna Europa" - wspomina. "I z tych trzasków wyłoniła się informacja, że w podziemiu ukazał się znaczek. Mój znaczek. Poczułem się wtedy, jakbym dostał Nobla" - śmieje się Bohadnowicz.
Zaczęły ukazywać się czasopisma satyryczne, wśród nich numery "Wroniego Zwierciadła". Warszawska Nowa Agencja Informacyjna wydała "Żółwia wrona nie pokona". Pojawiła się też "Dżdżownica - Organ Pełzającej Kontrrewolucji". oraz "Jaruzela", tytuł czasopisma był aluzją do wydawanej legalnie "Karuzeli".
Ulotki i gazety z satyrą polityczną drukowane były w ukryciu, rysunkami zajmowali się i znani artyści i wielu amatorów, u których bardziej od jakości prac liczył się ich przekaz. Żart szybciej trafiał do ludzi niż długie rozmowy publicystyczne. A kpina z władzy była dla ludzi rodzajem autoterapii psychicznej, bardzo potrzebnej w tamtych ponurych czasach. Swoje satyryczne występy Jacek Fedorowicz organizował w domach i salach parafialnych. Rozmawiał ze słynnym Kolegą Kierownikiem, posługującym się charakterystycznym językiem w stylu "wicie, rozumicie". Artyści Piwnicy pod Baranami parodiowali przemówienie generała Jaruzelskiego. Stan wojenny zdelegalizował działalność "Kabaretu pod Egidą". Ale i tak piosenka duetu Pietrzak - Korcz "Żeby Polska była Polską" stała się czymś w rodzaju drugiego hymnu.