Żółte Minionki, Morgan Freeman, Michael Caine i Alan Arkin w rolach okradzionych przez bank emerytów oraz Marion Cotillard i Guillaume Canet partnerzy z prawdziwego życia, w roli filmowej pary. Przedstawiamy kinowe premiery weekendu.
Do polskich kin w ten weekend wchodzi film "Dru, Gru i Minionki". Nowy film twórcy "Jak ukraść księżyc" oraz największych animowanych przebojów 2013 i 2015 - "Minionki rozrabiają" oraz "Minionki". W polskiej wersji językowej usłyszymy m.in. Mikołaja Cieślaka i Roberta Górskiego, super-duet z Kabaretu Moralnego Niepokoju i słynnego serialu "Ucho prezesa".
Robert Górski wciela się w postać czarnego charakteru Baltazara Bratta, dawnej dziecięcej gwiazdy filmowej. Bratt ma obsesję na punkcie roli, którą kreował w latach osiemdziesiątych i udowodni Gru, że potrafi stać się jego największym wrogiem. Ale to nie koniec zawirowań w życiu Gru. Po latach odnajduje się jego brat bliźniak - Dru. Jemu w polskiej wersji głosu użyczy Mikołaj Cieślak. Gru po raz kolejny mówić będzie głosem Marka Robaczewskiego.
Dzięki przebojowi "Happy" ze ścieżki dźwiękowej do hitu "Minionki rozrabiają" Pharrell Williams wzniósł się na szczyty międzynarodowej popularności. Nic dziwnego, że chętnie powraca do współpracy z Minionkami, które, jak wiemy, kochają tańczyć. Na ścieżce dźwiękowej do komedii "Gru, Dru i Minionki" usłyszymy aż 8 piosenek Pharrella.
Głównych bohaterów tej komedii grają nestorzy kina, nagrodzeni Oscarem: Morgan Freeman, Michael Caine i Alan Arkin. Trzej przyjaciele Willie, Joe i Al postanawiają napaść na ten sam bank, który pozbawił ich pieniędzy: ich fundusz emerytalny został zlikwidowany. Są zdesperowani i stawiają wszystko na jedną kartę.
Komedię "W starym, dobrym stylu" wyprodukował Donald De Line, który ma na koncie świetny film "Włoska robota". Film wyreżyserował Zach Braff, na podstawie scenariusza napisanego przez nominowanego do Oscara Theodore'a Melfiego. Melfi jest współautorem filmów "Ukryte działania" czy "Mów mi Vincent".
Główne role w tej uroczej komedii grają Marion Cotillard oraz Guillaume Canet. Partnerzy z prawdziwego życia występują w roli filmowej pary, a całość jest utrzymana w komediowym, żartobliwym tonie.
Chciałem nakręcić komedię komentującą współczesną rzeczywistość, film dotykający między innymi tematyki nadmiernego hołdowania kultowi młodości. Patrzę na to z pewnym przerażeniem: w Stanach Zjednoczonych kobiety po sześćdziesiątym czy siedemdziesiątym roku życia nie mają na twarzy ani jednej zmarszczki. Mężczyźni robią z zastrzyków z botoksem sposób na życie, farbują nałogowo włosy i chodzą do solarium, żeby tylko nie musieć myśleć o tym, że się starzeją. Od takiego podejścia droga była prosta do opowieści o facecie, który po przekroczeniu czterdziestki uświadamia sobie, że się zestarzał. Sam przestaje o sobie myśleć jako o "rock’n’rollowym" mężczyźnie - mówi grający główną rolę Guillaume Canet. Jest on również reżyserem filmu i współautorem scenariusza.
APA