Śmierć Zbigniewa Wodeckiego wywołała poruszenie wśród polskich artystów. Jak wspominają tego wybitnego muzyka?
Zbyszek był wspaniałym człowiekiem przede wszystkim. To jest bardzo duża sztuka - być artystą i nie pomylić tej kolejności - najpierw być człowiekiem, a potem artystą. Często artystom się to niestety trochę miesza i człowieczeństwo schodzi na plan dalszy. Zbyszek był naprawdę fenomenalnym facetem pod każdym względem. Zapamiętam go jako człowieka pogodnego, uśmiechniętego, pełnego emocji, wrażeń. Nie pamiętam, żeby miał jakiegoś doła albo tego doła innym zafundował - podkreślił w rozmowie z RMF FM aktor Zbigniew Zamachowski.
Zbyszek należał do tych ludzi, którzy są niespożyci - znam parę takich osób i zawsze im zazdrościłem - mnie tej energii czasem po prostu brakuje - przyznał Zamachowski. Na dwa dni przed tą feralną operacją spotkaliśmy się gdzieś w jakimś porannym programie telewizyjnym. Rozmawialiśmy jeszcze o różnych rzeczach i nie sprawiał wrażenia człowieka, o którym za chwilę będziemy mówili w czasie przeszłym - wspominał aktor. Dystans, który miał do siebie sprawiał, że czego by sie nie tknął, miało wdzięk. Nigdy nie miało posmaku chałtury jakiejś drugiej jakości - podsumował.
To jest bzdura, że nie ma ludzi niezastąpionych. Historia pokazuje, że są ludzie niezastąpieni - jeżeli już tej branży się trzymamy to choćby Czesław Niemen czy Andrzej Zaucha to są właśnie ludzie niezastąpieni. Zbyszek dołącza niestety do tej grupy ludzi niezastąpionych. To był arcywielki talent podbudowany wiedzą muzyczną, której nie zawsze starcza wykonawcom - tak wspominał Wodeckiego satyryk Krzysztof Piasecki. Ja z nim występowałem wielokrotnie. Przyjaźniliśmy się, jeździliśmy razem, ja widziałem go w takich warunkach, że połowa piosenkarzy powiedziałaby, że w ogóle nie wystąpi. On wysiadał z samochodu i śpiewał - dodał.
Ja mam paru przyjaciół i on był jednym z nich. Miał takie cechy, które ja cenię najbardziej - poczucie humoru, dystans niewiarygodny. On był dobrym człowiekiem. Pomagał, o czym nikt nie wiem, bo się nie afiszował, jakimś ludziom finansowo - zdradził Piasecki.
Widzieliśmy się niedawno, miesiąc temu na mszy, poświęconej Wojtkowi Młynarskiemu. Był w dobrej formie, pogodny. Mówiliśmy sobie z radością, że żyjemy i że trzeba cieszyć się każdym kolejnym dniem, cenić każdą chwilę, jaka została - mówiła w rozmowie z PAP Magda Umer, piosenkarka i reżyserka, wykonawczyni poezji śpiewanej. Jak zaznaczyła, "Zbyszek był jednym z najpoważniejszych artystów, jakich poznałam. Był też "królem życia" i takim zostanie".
Ubolewam, bo to duża strata dla polskiej rozrywki, dla świata artystycznego. Z pewnością mógł jeszcze wiele nagrać i z powodzeniem występować - powiedział po ogłoszeniu informacji o śmierci Zbigniewa Wodeckiego satyryk Jan Pietrzak. Znałem go dobrze. W naszym showbiznesie był najlepszym reprezentantem Krakowa. Powszechnie lubiany i ceniony w środowisku, bo chyba nigdy nie miał wrogów, a na dodatek kochany przez publiczność - dodał. Świeć Panie nad jego duszą. Bardzo żałuję, że odszedł - zakończył szef kabaretu Pod Egidą.
Odszedł od nas wielki artysta i wspaniały człowiek, naprawdę wspaniały człowiek, od kiedy pamiętam. Był uroczym, fantastycznym, uśmiechniętym człowiekiem, nigdy nie złośliwym, dowcipnym, niesamowicie prowadzącym swoje koncerty - powiedział PAP aktor Andrzej Grabowski. Jak zaznaczył, Wodecki nigdy nie potrzebował konferansjera na koncertach, ponieważ sam nim był. I to niezmiernie dowcipnym, ludzie się śmiali podczas jego koncertów, słuchali tych jego fantastycznych wykonań piosenek, jego genialnej gry na skrzypcach. Słuchali, jak grał na trąbce, słuchali jego opowieści o sobie, o życiu, o dzieciństwie - mówił.
To był naprawdę wspaniały człowiek i wielki artysta. To olbrzymia strata. Jego twórczość była przecież tak bogata. Uwielbiał koncertować, uwielbiał kontakt z żywą publicznością. To był artysta, który robił najwięcej kilometrów w kraju spośród wszystkich moich znajomych artystów - podkreślił aktor.
Straciliśmy człowieka wielkiego formatu. Ja go znałem przez kilkadziesiąt lat. Zapamiętam go jako człowieka zawsze życzliwego i uśmiechniętego. Zapamiętam go jako człowieka zawsze chętnego do pomocy, zawsze chętnego i życzliwego do współpracy, zawsze nastawionego bardzo optymistycznie w trudnych warunkach, zawsze zdyscyplinowanego. Oglądał świat z uśmiechem i wielu ludziom dostarczał ogromną radość jako artysta - wspominał w rozmowie z RMF FM Jan Kanty Pawluśkiewicz, wybitny kompozytor. Fenomenalnie radził sobie w szołbiznesie mimo radykalnych zmian estetycznych. Format artysty poznaje się wtedy, kiedy nie jest to efemeryda, a jego działalność artystyczna trwała kilkadziesiąt lat - dodał. Poznałem go jako 17-letniego chłopaka i urzekł mnie swoją serdecznością, swoim optymizmem i fenomenalną muzykalnością - zauważył kompozytor.
Wszystko potrafił, miał bardzo szerokie emploi. To było jego największym talentem, że był w stanie śpiewać nawet takie piosenki jak "Chałupy Welcome to" - powiedział PAP o Zbigniewie Wodeckim kompozytor Zygmunt Konieczny. Poznaliśmy się z Wodeckim w zespole Ewy Demarczyk, gdzie razem graliśmy. Wodecki grał tam na skrzypcach, wspólnie wyjeżdżaliśmy za granicę - opowiadał. Jego talent był do końca wspaniały. Wodecki, niezmiennie, był gwiazdą do końca - dodał. Znakomita była jego technika, siła fizyczna. To nie tylko o talent chodziło, ale też o siłę, by móc tak długo śpiewać. Zbyszek to miał i wciąż robił to wszystko znakomicie - podkreślił Konieczny.
Z jednej strony talent Wodeckiego onieśmielał, bo to było nieprawdopodobne, żeby mieć w sobie tyle talentów muzycznych, kompozytorskich, wokalnych i instrumentalnych, a z drugiej strony on sam ośmielał do siebie tzn. od razu się czuło, że to jest człowiek, do którego można podejść, który raczej będzie chciał pomóc, a na pewno nie zaszkodzi, chętnie się podzieli swoim doświadczeniem. Właśnie takim go zapamiętam - onieśmielającego talentem i ośmielającego osobowością - mówił o Zbigniewie Wodeckim Artur Andrus 0 dziennikarz, wokalista i artysta kabaretowy. W jego ocenie, wystarczy posłuchać piosenek Wodeckiego, żeby zobaczyć, jakim był artystą. To się będzie broniło samo - podkreślił.
Zdaniem Andrusa Wodecki dzięki współpracy z zespołem Mitch and Mitch "trafił do kolejnego pokolenia słuchaczy, którzy czasami w ogóle go nie znali, ponieważ ta muzyka, którą on robił, pozornie ich nie interesowała, dopiero jak usłyszeli, jak ona tak naprawdę brzmi, to się zachłysnęli tym".
(mn)