Co najmniej 14 osób zostało rannych w wyniku starć między policją a kilkutysięcznym tłumem protestujących w armeńskim mieście Giumri po pogrzebie sześciorga członków rodziny Awetisian. Protestujący domagali się wydania przez władze w Moskwie rosyjskiego żołnierza Walerija Piermiakowa, podejrzewanego o zabicie sześciu osób.
W pogrzebie uczestniczyło kilka tysięcy osób - mieszkańcy miasta, przedstawiciele władz lokalnych i państwowych, w tym prokurator generalny Armenii.
Po pogrzebie doszło do starć z policją, gdy demonstranci, którzy domagali się procesu żołnierza przed armeńskim sądem, próbowali przedostać się przed budynek rosyjskiego konsulatu. W stronę policji poleciały kamienie i race dymne. Według służb medycznych, rannych zostało pięciu policjantów i dziewięciu protestujących.
W tym samym czasie tysiące Ormian wyszło także na ulice Erewania domagając się, aby wyjaśnieniem zabójstwa zajął się ormiański wymiar sprawiedliwości. Kilka godzin trwał protest przed ambasadą Rosji w stolicy Armenii, podczas którego m.in. próbowano podpalić rosyjską flagę.
2 stycznia w domu na przedmieściach Giumri policja znalazła ciała sześciu osób z ranami postrzałowymi. Jedną z ofiar było dwuletnie dziecko. Stan postrzelonej i ranionej bagnetem oraz nożem półrocznej Sierioży Awetisiana jest ciężki, lecz stabilny.
Policja od samego początku jako głównego podejrzanego wytypowała 19-letniego rosyjskiego żołnierza Walerija Piermiakowa, który w domu ofiar zostawił buty wojskowe, podpisane swoim nazwiskiem. Szeregowiec został zatrzymany na armeńsko-tureckiej granicy. Według armeńskich mediów przebywa obecnie na terenie jednostki wojskowej na przedmieściach Giumri.
Rosyjski żołnierz przyznał się do zbrodni. Śledztwo w tej sprawie prowadzi zarówno prokuratura armeńska jak i rosyjska.
(mpw)