"Chaosu i wojny domowej nie będzie" – oświadczył prezydent Białorusi Alaksandr Łukaszenka rozmawiając z dziennikarzami w lokalu wyborczym w Mińsku. "Jeśli ktoś zechce wyrazić swoje zdanie po wyborach – to dobrze. Zobaczmy, w jakich miejscach zgodnie z prawem można to robić, pójdziecie do władz Mińska i wypowiecie swoje zdanie" – przekonywał.
W niedzielę na Białorusi odbyło się głosowanie w wyborach prezydenckich. Kandydaci to: urzędujący prezydent Alaksandr Łukaszenka, tłumaczka i żona zatrzymanego blogera Swiatłana Cichanouska, była deputowana Hanna Kanapacka, współprzewodniczący ruchu Mów Prawdę Andrej Dzmitryjeu i lider Białoruskiej Socjaldemokratycznej Hramady Siarhiej Czeraczań.
W czasie kampanii wyborczej na Białorusi zatrzymano już ponad 1300 osób. Wielu z nich władze zarzuciły udział w akcjach, które zostały przez nie uznane za nielegalne. Uczestników pokojowych akcji zatrzymywały siły specjalne milicji i funkcjonariusze w cywilu.
Łukaszenka przekonywał, że opozycja miała możliwość określenia, w jakie dni chce przeprowadzić mityngi. Mamy do tego miejsca, tak jak u was Polsce, jak w Wielkiej Brytanii - tłumaczył. Jeśli jednak będziecie demonstrować gdzie popadnie i przeszkadzać innym ludziom, to pociągniemy was do odpowiedzialności - ostrzegł.
Prezydent Białorusi zapowiedział, że nie dopuści po wyborach do chaosu i wojny domowej. Nic nie wymknie się spod kontroli - zapewnił.
Łukaszenka stwierdził m.in., że od rana na granicach państwa odmówiono wjazdu ponad 170 osobom, które "albo miały fałszywe wizy, albo nie potrafiły wskazać, po co jadą". Jego zdaniem, były to osoby podróżujące m.in. z terytorium Ukrainy i Polski.
Prezydent Białorusi powiedział również, że nie uważa Swiatłany Cichanouskiej za swoją główną rywalkę i że to media "zrobiły z tej biedaczki jego główną konkurentkę". Przekonywał, że nie będzie represji wobec oponentów, ponieważ "nie są oni nic warci z punktu widzenia polityki".
W wielu lokalach wyborczych w Mińsku, a także przed nimi ustawiają się długie kolejki do głosowania. Niektórzy wyborcy przyznają, że - choć wcześniej nie chodzili na wybory - tym razem chcą zabrać głos w sprawie tego, kto zostanie prezydentem.
Na zdjęciach opublikowanych przez Onliner.by i Radio Swaboda widać stojące na ulicach Mińska całe kolumny milicyjnych autobusów i ciężarówek do transportu ludzi. Jedno ze zdjęć przedstawia wozy milicyjne i ludzi w mundurach wojskowych z psami koło siedziby administracji prezydenta.
Wyprowadzenie na ulice sprzętu specjalnego ma na celu zapewnienie porządku. Śledzimy portale internetowe i ponieważ są tam wezwania (prawdopodobnie chodzi o wezwania do udziału w protestach - przyp. red.), bierzemy to pod uwagę. Sprzęt jest na ulicach, by nie dopuścić do zaburzenia porządku publicznego - powiedziała Wolha Czemadanawa, rzeczniczka resort spraw wewnętrznych. Uściśliła, że jest to sprzęt należący do wojsk wewnętrznych, które podlegają MSW.
Radio Swaboda, którego strona internetowa nie jest obecnie dostępna w Mińsku, podało wcześniej, że przy jednym z wjazdów do miasta stoją samochody wojskowe, również należące do wojsk wewnętrznych.
Według Centralnej Komisji Wyborczej, o godz. 16 czasu białoruskiego (15 w Polsce) frekwencja wynosiła 73,4 proc. Uwzględnia ona także frekwencję z poprzedzającego właściwy dzień głosowania 9 sierpnia pięciodniowego głosowania przedterminowego (wyniosła ona według CKW 41,7 proc.).
Czego uczyli ten elektorat protestu? Przyjdźcie i zajmijcie kabinę na pół godziny. I tak się dzieje. Z tego powodu możliwości przepustowe lokali wyborczych są niewielkie" - stwierdziła szefowa Centralnej Komisji Wyborczej Lidzija Jarmoszyna w telewizji państwowej. Jej zdaniem to "najprawdziwszy sabotaż, zorganizowana prowokacja" i właśnie to te działania spowodowały bardzo duże kolejki.
Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie te celowe prowokacje, których uczono elektorat protestu przez kanały w Telegramie - powiedziała szefowa CKW.
Jej zdaniem, za całą sytuacją stoją technolodzy polityczni ze sztaba niedopuszczonego do wyborów i siedzącego w areszcie Wiktara Babaryki.
W Polsce Białorusini mogą oddać głos w ambasadzie Białorusi w Warszawie, konsulacie w Białej Podlaskiej (woj. lubelskie) i konsulacie w Białymstoku (woj. podlaskie).
Przed godz. 17.00 pod białoruską ambasadą w stolicy zgromadziło się ok. 600 obywateli Białorusi, którzy chcą oddać głos w wyborach. Część zgromadzonych miała ze sobą flagi Białorusi.
Obywatele Białorusi, którzy zgromadzili się przed ambasadą, w rozmowie z PAP przyznali, że "nie wierzą, że uda im się oddać głos". Czekam w kolejce już trzy godziny i nie sądzę, że zdążę zagłosować - powiedziała PAP jedna z Białorusinek.
Natomiast inny obywatel Białorusi przyznał, że "jest pod ambasadą, by pokazać, że Białorusinów walczących o wolność jest dużo". Pewnie nie zagłosuję, ale chcę tu dzisiaj być - to dla mnie bardzo ważne - podkreślił.