Białorusini głosują w wyborach prezydenckich: po 5 dniach głosowania przedterminowego dzisiaj stawiają się w lokalach wyborczych. Na liście kandydatów: pięć nazwisk, ale prawdziwy - i historyczny - pojedynek rozgrywa się między Alaksandrem Łukaszenką, który rządzi Białorusią nieprzerwanie od 26 lat, i do niedawna nieznaną Swiatłaną Cichanouską, która zdecydowała się na start w wyborach "w zastępstwie" swego przebywającego w areszcie męża.
Uprawnionych do głosowania jest 6,9 mln Białorusinów. Część już wcześniej wzięła udział w wyborach: w ramach głosowania przedterminowego - krytykowanego przez opozycję jako dające sposobność sfałszowania wyborów - które odbywało się od wtorku do soboty. Jak poinformowała dzisiaj szefowa Centralnej Komisji Wyborczej Lidzija Jarmoszyna, frekwencja w tym przedterminowym głosowaniu wyniosła 41,7 procent - i była to najwyższa dotąd frekwencja przed zasadniczym dniem głosowania.
O urząd prezydenta Białorusi - który wybierany jest na 5-letnią kadencję - ubiega się 5 kandydatów: urzędujący prezydent Alaksandr Łukaszenka, tłumaczka i żona aresztowanego przez władze popularnego blogera Swiatłana Cichanouska, była deputowana Hanna Kanapacka, współprzewodniczący ruchu Mów Prawdę Andrej Dzmitryjeu i lider Białoruskiej Socjaldemokratycznej Hramady Siarhiej Czeraczań.
Jako kandydata nie zarejestrowano byłego szefa Biełhazprambanku Wiktara Babaryki, któremu władze zarzucają malwersacje finansowe i który przebywa obecnie w areszcie. Centralna Komisja Wyborcza odmówiła także rejestracji Walerowi Capkale, podważając ponad połowę zebranych przez jego komitet wyborczy podpisów poparcia.
Za faworyta wyborów uznawany jest - co nie jest zaskoczeniem - Alaksandr Łukaszenka, zwany "ostatnim dyktatorem Europy". Łukaszenka jest prezydentem od 1994 roku, w wyborach startuje po raz szósty.
W obecnej kampanii prezentuje się jako jedyny gwarant stabilności i bezpieczeństwa kraju, powtarza hasła o zachowaniu niepodległości i dorobku niepodległej Białorusi, który w dużej mierze uważa za własną zasługę. Oponentów traktuje obraźliwie i zarzuca im chęć destabilizacji i zrujnowania państwa.
Na najpoważniejszą rywalkę Łukaszenki i gwiazdę prezydenckiej kampanii wyrosła niespodziewanie Swiatłana Cichanouska: tłumaczka, która na start w wyborach zdecydowała się, gdy okazało się, że kandydować nie może jej przebywający w areszcie mąż Siarhej Cichanouski, któremu władze zarzucają organizację zamieszek.
Na mityngi Cichanouskiej przychodziły w czasie kampanii wielotysięczne tłumy - także w małych miejscowościach, gdzie polityka wzbudza zazwyczaj mniejsze emocje.
W ostatnim tygodniu nie odbył się jednak żaden z planowanych przez Cichanouską wieców: wszystkie zostały zablokowane przez władze pod różnymi pretekstami.
Cichanouska wprost przyznała, że nie ma programu wyborczego. Jej celem i obietnicą jest uwolnienie więźniów politycznych i doprowadzenie po swoim zwycięstwie do powtórnych, ale już uczciwych, wyborów prezydenckich.
Pozostali opozycyjni kandydaci - Hanna Kanapacka, Andrej Dzmitryjeu i Siarhiej Czeraczań - są mało rozpoznawalni i zdaniem większości ekspertów nie mają szans na zdobycie więcej niż kilku procent głosów.
W czasie kampanii przed trwającymi wyborami białoruskie władze wyjątkowo brutalnie traktowały oponentów. Jak podało Centrum Ochrony Praw Człowieka Wiasna, w ciągu trzech miesięcy - od 6 maja do 5 sierpnia - zatrzymano ponad 1360 ludzi. Są wśród nich politycy, aktywiści, uczestnicy pokojowych protestów, blogerzy, dziennikarze czy obywatelscy obserwatorzy.
W areszcie w związku z zarzutami karnymi przebywają m.in. wspomniani już Wiktar Babaryka i Siarhiej Cichanouski oraz syn tego pierwszego Eduard Babaryka. Dwa dni temu zatrzymano szefa sztabu Siarhieja Czeraczania, a wczoraj - dwie bliskie współpracownice Cichanouskiej: szefową sztabu Maryję Maroz i Maryję Kalesnikawą.
Lokale wyborcze na Białorusi otwarto o godzinie 08:00 tamtejszego czasu (o 07:00 czasu polskiego), a zamknięte zostaną o 20:00 (19:00 w Polsce).