Już co najmniej 12 osób zmarło w Stanach Zjednoczonych z powodu trwającej od kilku dni fali arktycznych mrozów. Według prognoz wir polarny, który jest przyczyną ataku zimy, będzie się przesuwał ze Środkowego Zachodu w kierunku Północnego Wschodu.
Podawana przez władze i media liczba ofiar śmiertelnych obejmuje zarówno osoby, które zmarły bezpośrednio z wychłodzenia, jak i wskutek spowodowanych przez atak chłodu wypadków.
Atak zimy jest spowodowany przez wir polarny (ang. polar vortex), który zwykle zalega nad Arktyką, ale teraz nietypowe o tej porze roku masy ciepłego powietrza wypchnęły go na południe. W USA najgorsza sytuacja jest w stanach Środkowego Zachodu, gdzie fala mrozu niemal zupełnie sparaliżowała życie. Na dwóch lotniskach w Chicago - O'Hare International oraz Midway International - odwołano w czwartek ponad 2500 lotów, a ponad 3500 jest opóźnionych. Koncern General Motors zawiesił produkcję w swoich 11 zakładach na terenie Michigan, a Fiat Chrysler - w dwóch.
W Chicago - największym mieście Środkowego Zachodu - blisko było do tego, by dotychczasowy rekord zimna - minus 32,7 stopni Celsjusza - zanotowany w 1985 r. został pobity, ale ostatecznie skończyło się w środę na minus 30 stopniach. Jednak w ponad 30 miastach na Środkowym Zachodzie odnotowano najniższe temperatury w historii. W środę najzimniej było w International Falls w stanie Minnesota tuż przy granicy z Kanadą, gdzie temperatura wynosiła minus 40 stopni.
Fala zimna odczuwalna jest nawet w stanach Południa, gdzie oczywiście nie ma takich mrozów, ale tak czy inaczej temperatury są znacznie niższe niż zazwyczaj w styczniu.
Meteorolodzy zapowiadają, że od piątku temperatury na Środkowym Zachodzie minimalnie wzrosną, wir polarny będzie się natomiast przesuwał w kierunku stanów Północnego Wschodu, czyli m.in. Pensylwanii, Nowego Jorku i Massachusetts. W Bostonie już w nocy ze środy na czwartek zanotowano minus 21 stopni Celsjusza.
Opracowanie: