Zaplanowany na czwartek drugi z serii trzech 24-godzinnych strajków brytyjskich kolei odbędzie się zgodnie z zapowiedzią, gdyż środowe rozmowy między związkami zawodowymi a przewoźnikami kolejowymi ponownie zakończyły się fiaskiem.
Zorganizowany przez RMT, związek zawodowy pracowników kolei, transportu morskiego i drogowego strajk jest największym na brytyjskich kolejach od 30 lat. We wtorek, w pierwszym dniu protestu, na trasy wyjechało zaledwie ok. 20 proc. pociągów, ale zakłócenia tym spowodowane były odczuwalne także w środę, gdy obsługiwane było 60 proc. połączeń.
Czwartkowy strajk ma mieć podobne skutki jak pierwszy dzień akcji protestacyjnej - połowa tras nie będzie w ogóle obsługiwana, zaś pozostałe w ograniczonym zakresie i na tory znów wyjedzie tylko 20 proc. pociągów. Jednak we wtorek strajkowali równocześnie pracownicy londyńskiego metra, co ani w czwartek, ani w sobotę się nie powtórzy.
Jego powodem jest brak porozumienia z przewoźnikami kolejowymi w sprawie podwyżek płac, a także warunków zatrudnienia i możliwych redukcji etatów. RMT domaga się podwyżek płac o co najmniej 7 proc., aby zrównoważyć kryzys związany z kosztami utrzymania, ponieważ inflacja wynosi obecnie 9,1 proc., a według prognoz jesienią osiągnie 11 proc.