Premier Ukrainy Julia Tymoszenko nie rezygnuje z walki o istniejący parlament, a za oręż służy jej... światowy kryzys finansowy. Oświadczyła, że przedterminowe wybory do Rady Najwyższej, zapowiedziane na początku miesiąca przez prezydenta Wiktora Juszczenkę, nie odbędą się. Jej zdaniem, wcześniejsze głosowanie "zniszczyłoby" Ukrainę.
Polityczna burza na Ukrainie trwa od wielu tygodni. Po rozpadzie i nieudanych próbach reaktywacji prozachodniej koalicji prezydent Wiktor Juszczenko rozwiązał 8 października Radę Najwyższą, a na grudzień zapowiedział przedterminowe wybory parlamentarne. Sprzeciwia się im premier Tymoszenko, która wezwała właśnie do stworzenia rządu ochrony Ukrainy przed światowym kryzysem finansowym. Jej zdaniem, każda frakcja parlamentarna powinna w obecnej sytuacji ekonomicznej oddelegować do pracy w rządzie swych najlepszych specjalistów w ramach "nowej koalicji". A rząd powinien działać, dopóki nie minie zagrożenie spowodowane krachem światowych finansów. Dziś jak nigdy potrzebna jest jedność - apelowała.
Wyborom sprzeciwia się nie tylko szefowa ukraińskiego rządu. Młode Ukrainki z ruchu Femen stoczyły walkę w błocie na słynnym placu w centrum Kijowa, Majdanie Niepodległości. W ten niecodzienny sposób protestowały zarówno przeciwko wcześniejszym wyborom parlamentarnym, jak i "obrzucaniu się błotem" przez polityków w czasie kampanii wyborczej.
Zwolenniczki ruchu Femen uważają, że wcześniejsze wybory to strata czasu i pieniędzy: