"Jesteśmy półksiężycem i gwiazdką Europy", "Nowa Turcja, nowa Europa" , "Spełnił się europejski sen" - to nagłówki tureckiej prasy po oficjalnym rozpoczęciu w nocy negocjacji w sprawie przyszłego członkostwa w Unii Europejskiej.
Władzom w Ankarze wyraźnie ulżyło, że po wielogodzinnych wewnątrzunijnych przepychankach osiągnięto konsensus, który pozwolił na oficjalne rozpoczęcie rokowań. Turecka ulica była bardziej powściągliwa w reakcjach. To oczywiście sukces, ale powiedzmy jasno: umiarkowany, w pewien sposób połowiczny. Nie wydaje mi się, by doprowadziło to do jakiś większych zmian w naszym życiu - mówią Turcy.
A droga do pełnego członkostwa może trwać wiele lat i z pewnością będzie wyboista. Przestrzegła przed tym Ankarę zwłaszcza Austria, która niemal do ostatniej chwili blokowała rozpoczęcie rozmów akcesyjnych. Także szef Komisji Europejskiej, Jose Manuel Barroso, przestrzegł, że Turcja będzie musiała mocno postarać się, by przekonać do siebie sceptycznie nastawione państwa UE i Europejczyków.
Najostrzejsze słowa krytyki padły chyba ze strony byłego prezydenta Francji i architekta europejskiej konstytucji, Valery Giscard'a d'Estaing'a. Jego zdaniem, jeśli rokowania z Turcją rzeczywiście zakończą się jej przyjęciem do UE, idea politycznej unii zostanie zatracona - Unia Europejska stanie się jedynie "potężną strefą wolnego handlu".