We francuskiej Tuluzie zbudowano supernowoczesną szkołę podstawową. Tablice w klasach zastąpiono tam wielofunkcyjnymi ekranami dotykowymi, a z początkiem roku szkolnego uczniom zostaną wypożyczone tablety.
Dzięki specjalnym aplikacjom, na ultranowoczesnych ekranach dotykowych uczniowie i nauczyciele będą mogli bez problemu rysować formy geometryczne. Pisane teksty będą automatycznie sprawdzane pod kątem ortografii i gramatyki, a w czasie lekcji biologii pojawiać się będą zdjęcia roślin i zwierząt. Dzięki zainstalowanym obok elektronicznych tablic głośnikom dzieci będą uczyły się poprawnej wymowy wyrazów w językach obcych.
Szkoła Pont-Jumeaux w Tuluzie jest nowatorska nie tylko pod względem metod edukacji. Placówka jest samowystarczalna energetycznie dzięki bateriom słonecznym na dachu oraz specjalnemu systemowi zwierciadeł, który doprowadza światło dzienne do pomieszczeń bez okien. To pierwsza taka szkoła we Francji. Dzięki temu możemy zobaczyć, jak będą wyglądały wszystkie placówki oświatowe w przyszłości - mówi z dumą dyrektorka Gisele Verniol.
Jedyny problem to koszt supernowoczesnej szkoły - ponad 13 milionów euro. Przez tak wielki wydatek remonty innych szkół w Tuluzie zostały odłożone. Wywołało to niezadowolenie rodziców, których dzieci chodzą do placówek wyposażonych w mniej nowoczesny sposób.
Kosztowne wchodzenie nowoczesnych technologii do szkół to nie tylko problem Francji. Techniczna rewolucja w edukacji wywołała niedawno burzliwe polemiki w Belgii. Jedna z tamtejszych szkół średnich wprowadza bowiem od września obowiązkowe tablety. Dyrektor chce, by każdy uczeń miał własnego iPada. Sprawa budzi kontrowersje, bo zakup nowoczesnych gadżetów będą musieli w całości sfinansować rodzice.
Szkoła w Blankenberge, w której uczy się 750 osób, wyraźnie stawia na nowoczesność. Lekcje i zadania domowe na tabletach to coś, co budzi zachwyt młodzieży. To oznacza mniejsze zużycie papieru i większą skuteczność - mówią entuzjaści. Rodzice podchodzą do sprawy z dużo mniejszą radością. Martwią się tym, że czeka ich wydatek ponad 500 euro. Niektórzy protestują, a inni poszli o krok dalej i... zmienili dzieciom szkoły.
Mimo kontrowersji dyrektor placówki twardo trzyma się swojego pomysłu na lekcje z tabletem w ręku. To dostarczy uczniom więcej motywacji i da lepsze rezultaty - przekonuje. Twierdzi także, że dzięki tabletom będzie można zaoszczędzić na książkach i atlasach.
Sprawa szkoły w Blankenberge stała się w Belgii tak głośna, że jeszcze przed początkiem roku szkolnego na jej temat wypowie się minister edukacji.