Pracownicy linii British Airways zajmujący się na londyńskim lotnisku Heathrow odprawą biletowo-bagażową i obsługą naziemną zagłosowali dziś za przeprowadzeniem strajku w szczycie sezonu letniego.
Terminu strajku jeszcze nie ogłoszono, aby - jak zasugerowano - dać czas British Airways na zmianę stanowiska w kwestii płac.
Związki zawodowe GMB i Unite chcą, by przewoźnik cofnął obniżkę płac o 10 proc., która została wprowadzona w czasie pandemii Covid-19, gdy z powodu restrykcji w podróżowaniu popyt na przeloty drastycznie spadł. Władze British Airways zaoferowały jednorazową wypłatę w wysokości tych utraconych 10 proc., ale nie zgadzają się na stały powrót do wcześniejszych pensji.
Za strajkiem opowiedziało się ok. 95 proc. członków obu związków. Oznacza to, że jeśli strajk dojdzie do skutku, to w szczycie sezonu letniego zabraknie na stanowiskach na Heathrow ok. 700 osób zajmujących się odprawą biletowo-bagażową i obsługą naziemną. Wprawdzie to mniej niż 50 proc. pracowników British Airways, którzy na największym brytyjskim lotnisku się tym zajmują, ale wystarczająco dużo, by pogłębić trwający od kilku tygodni w branży lotniczej chaos. Szczególnie że Heathrow należy do tych lotnisk, gdzie problemy są największe, a British Airways jest obok easyJet linią, która najczęściej odwoływała loty z brytyjskich lotnisk.
W ostatnich tygodniach linie lotnicze, nie tylko w Wielkiej Brytanii, ale też w innych krajach europejskich, zmagają się z poważnymi problemami kadrowymi, przez które są zmuszone do odwoływania lotów.
W trakcie pandemii wraz ze spadkiem liczby lotów ograniczono też zatrudnienie, zwłaszcza wśród personelu naziemnego, a teraz, gdy popyt na latanie wrócił do poziomu sprzed pandemii, okazało się, że na lotniskach brakuje personelu do obsługi bagaży, kontroli bezpieczeństwa, ochrony czy sprzątania i linie lotnicze nie są w stanie wykonywać wszystkich zaplanowanych lotów.