Co najmniej kilkadziesiąt tysięcy euro są już winni polscy turyści za ratunek w górach Słowacji. Częściej niż co piąty turysta czy narciarz, który wzywa na pomoc Horską Zachranną Służbę, ma polski dowód lub paszport. Niestety, duża część z nich okazuje się bardzo niewdzięczna.
W przeciwieństwie do naszych gór, słowackie akcje ratunkowe są odpłatne. Niestety, Polacy wciąż niechętnie się ubezpieczają, dlatego powstaje problem - tłumaczy naczelnik Horskiej Zachrannej Służby, Jozef Janiga. Mamy kłopot z ok. co piątym Polakiem. My nie pobieramy opłat na miejscu, ale potem wysyłamy faktury. Niestety, Polacy często podają nam nieistniejące adresy albo fałszywe nazwiska, byśmy nie mogli odnaleźć uratowanych - skarży się.
Na pocieszenie naczelnik podkreśla, że to nie tylko domena Polaków, ale także samych Słowaków czy choćby Czechów. Jednak apeluje, by przed sezonem zimowym, kiedy wielu naszych rodaków przyjeżdża na Słowację na narty, ubezpieczyć się.