Skażenie głównej rzeki w północno-wschodniej części Chin - po eksplozji w zakładach chemicznych dziesięć dni temu - stukrotnie przekracza dopuszczalne normy. Władze miasta Harbin odcięły dopływ wody kilku milionom mieszkańców.
Ogłoszenie decyzji władz o zamknięciu wodociągów wywołało w mieście panikę; tysiące ludzi tłoczą się na miejskim lotnisku i stacji kolejowej, starając się jak najszybciej wyjechać z miasta. Reszta masowo wykupuje ze sklepów butelkowaną wodę.
Staramy się wykorzystać wszystko, co tylko nadaje się do trzymania wody. Mamy wodę do mycia i do picia. Miejmy nadzieję, że wystarczy na kilka dni - mówiła jedna z mieszkanek miasta Harbin.
Do wybuchu – przypomnijmy – doszło 13 listopada w zakładach petrochemicznych w mieście Jilin. W wybuchu zginęło pięć osób. Władze zostały zmuszone do ewakuacji ponad dziesięciu tysięcy mieszkańców terenów wokół zakładów. Powodem wybuchu - podano - był "błąd człowieka".