Francuskie państwo zostało skazane za narażanie obywateli i turystów na ataki rekinów, po śmierci rozszarpanej przez te drapieżniki 15-latki. Sędziowie dali rządowi dwa tygodnie na zorganizowanie wielkiego polowania na żarłoczne ryby.
Sąd administracyjny na francuskiej wyspie Reunion na Oceanie Indyjskim, której nadbrzeżne wody są - obok Australii, RPA i Jamajki - jednym z miejsc na świecie, gdzie rekiny najczęściej atakują ludzi, przychylił się do skargi lokalnych władz. Według tych ostatnich, stworzenie koło wyspy morskiego rezerwatu spowodowało bardzo szybki wzrost liczby rekinów.
Od początku roku te drapieżniki zabiły tam już trzy osoby, w tym kilka dni temu 15-letnią dziewczynę, która pływała zaledwie pięć metrów od brzegu. Wywołało to panikę wśród turystów. Według sędziów, zmniejszeniem ilości rekinów musi zająć się rząd, bo rybacy nie chcą łowić tych ryb u wybrzeży Reunion. Z powodu skażenia trującymi algami zakazano bowiem sprzedaży mięsa drapieżników pochodzących z tego rejonu.
Panika wybuchła również kilka dni temu również na Francuskiej Riwierze. Tym razem wywołała je jednak tylko domniemana inwazja rekinów. Alarm podnieśli wczasowicze, którzy z przerażeniem zobaczyli wiele wystających ponad fale trójkątnych pletw - jak żywcem wziętych z filmu "Szczeki". Plaże w kurortach Racou i Argeles-sur-Mer zostały chwilowo zamknięte. Specjaliści stwierdzili jednak, że chodzi o stado samogłowów - ryb, które maja podobne pletwy, jak rekiny. Lokalne władze apelują do turystów o zachowanie spokoju - samogłowy mogą wywoływać strach, bo ich długość sięga niekiedy aż trzech metrów, ale są one niegroźne dla ludzi, bo żywią się głównie meduzami.
(ABS)