Rosyjski MSZ odrzuca oskarżenia o jakikolwiek udział Rosji w ostrzale polskiego konsulatu w Łucku. Rzecznik Ministerstwa Spraw Zagranicznych Maria Zacharowa twierdzi, że winni są "radykalni nacjonaliści, z którymi flirtuje prezydent Ukrainy Petro Poroszenko".
Rosyjskie MSZ oskarża ukraińskich nacjonalistów, chociaż samo - jako absurdalne - ocenia oskarżenia Kijowa, że za atakiem stoi Moskwa - te bowiem padły zanim zakończono śledztwo w Łucku.
Lider "Antymajdanu" pisarz Nikołaj Starikow twierdzi nawet, że ostrzelanie konsulatu z granatnika to wypowiedzenie Polsce wojny.
Radykałowie prowadzą teraz własną politykę zagraniczną, wypowiedzieli wojnę Polsce. Jeżeli komuś potrzebna byłaby wojna polsko-ukraińska, to jest to casus belli - twierdzi Starikow.
W rosyjskich telewizjach rządowych incydent z Łucka został bardzo nagłośniony i przedstawiany jako dowód na korozję ukraińskiego państwa, rozpad jego struktur. Zdaniem Marii Zacharowej należy zadać pytanie, czy prezydent Ukrainy ma wpływ na to, co dzieje się u niego w kraju. Kto komu narzuca władzy swoją wolę - czy to radykałowie i nacjonaliści - pytała Zacharowa.
Według rosyjskiej propagandy, Polska zbiera teraz owoce zaangażowania na Ukrainie i popieranie obecnych władz.
O tym, że za atakiem na polski konsulat w Łucku mogą stać Rosjanie, mówił w Porannej rozmowie w RMF FM gen. Stanisław Koziej.
"Rosjanie mogą chcieć zachwiać polsko-ukraińskimi stosunkami. To jest dobra metoda, żeby zaszkodzić Ukrainie. (...) Pokazać Ukrainę jako nawiązującą do dawnych tradycji nacjonalistycznych" - powiedział były szef BBN.
(mal)