Około 150 osób zablokowało w środę trasę między Lwowem a prowadzącym do Polski przejściem granicznym w Rawie Ruskiej, domagając się m.in. "zaprzestania ludobójstwa Polaków". Jak jednak ocenia szef Służby Bezpieczeństwa Ukrainy obwodu lwowskiego Wiktor Andrejczuk, za incydentem stoją rosyjskie służby specjalne. Ustalono m.in., że uczestnicy „polskiego protestu” zostali wynajęci: za udział w akcji dostawali od jej organizatorów około 200 hrywien, czyli około 30 złotych.
Policja ustaliła, że wśród demonstrantów, którzy twierdzili, że są przedstawicielami mniejszości polskiej na Ukrainie, Polaków... nie było. Niemniej podczas blokady zorganizowanej we wsi Grzęda pojawiły się transparenty i plakaty z polskimi napisami: "Stop ludobójstwu Polaków", "Polacy chcą pokoju", "Nie mamy żadnego konfliktu z wami", "Precz ręce od zabytków", "To też jest nasza ziemia", "Polacy łączcie się" i "Wołyń w sercach".