Po raz pierwszy w historii pomiarów temperatura w Wielkiej Brytanii przekroczyła 40 stopni Celsjusza - we wtorek wczesnym popołudniem na londyńskim lotnisku Heathrow termometr pokazał 40,2 st. C - podał urząd meteorologiczny Met Office. Z kolei po południu w miejscowości Coningsby w hrabstwie Lincolnshire we wschodniej Anglii termometry wskazały 40,3 st. C.

Ostatnim razem doświadczyłam takiego gorąca, jak wysiadłam na lotnisku w Singapurze. Uderzyła mnie wtedy fala gorąca i to samo dzieje się, gdy wychodzę z domu i próbuję dojść do pracy - mówi mieszkanka Wielkiej Brytanii korespondentowi RMF FM Bogdanowi Frymorgenowi.

Jak mówi inna Brytyjka, podróż autobusem "to piekło". Będziemy musieli je projektować zupełnie inaczej - dodaje.

Topi się asfalt

Topi się asfalt, wyginają szyny kolejowe, ale jest jeszcze jeden znamienny obrazek - gwardziści strzegący Pałacu Buckingham w czapach z niedźwiedziego futra. Oprócz karabinów noszą na tacach szklanki z wodą. To chyba najbardziej brytyjski symbol tegorocznych upałów. Nie wygląda to dobrze, bo Wyspiarze nie są przyzwyczajeni do takiej temperatury.

Na niektórych trasach odwołano pociągi. Jeśli jeżdżą, to z olbrzymim opóźnieniem, bo obowiązuje organicznie prędkości o połowę - łatwo obliczyć, że podróż wydłuża się wówczas dwukrotnie. Na dwóch lotniskach już musiano wstrzymać obsługę lotów, bo pasy startowe zaczęły się topić. Nawet polityka musiała poddać się upałowi. Przewodniczący Izby Gmin poinformował posłów, że mogą przychodzić do pracy bez marynarek i krawatów. Uff, co za ulga. Co ciekawe, nie wszyscy politycy z zadowoleniem przyjęli tę decyzję. Minister obrony, Ben Wallace, z nieukrywaną ironią zasugerował, że następnym krokiem będzie chodzenie do Izby Gmin w klapkach. Dobrze, że polityków w tym upale nie opuszcza poczucie humoru.

Smutna statystyka

Pogoda i niestety ludzka bezmyślność zbierają śmiertelne żniwo. Już 11 osób utonęło od początku fali upałów. Pogotowie ratunkowe codziennie otrzymuje olbrzymią liczbę zgłoszeń od ludzi nie radzących sobie z temperaturą. Na terenie środkowej i południowej Anglii utrzymywany jest czerwony alarm - co oznacza zagrożenie dla życia. Jeśli padnie rekord, Brytyjczycy zapamiętają ten dzień na długo. A wszystko to jest systemem naczyń połączonych - nie da się ukryć, że jesteśmy świadkami zmian klimatycznych i kto wie, czy są one odwracalne.

W tym kontekście ciekawi jeszcze jedna z dzisiejszych informacji. Otóż sąd w Londynie wyrzucił przez okno rządową strategię osiągnięcia neutralności emisyjnej. Jego zdaniem została ona napisana mętnie i wadliwie, brakuje w niej konkretów. Oznacza to, że władze nie będą mogły chwalić się publicznie, że skutecznie walczą z globalnym ociepleniem. A to obecnie modny argument. Dostały zimny prysznic i muszą ostudzić propagandowe ambicje.

Maksymalna temperatura

Ministrowe odrzucili propozycje związków zawodowych domagających się ustalenia poziomu upału, przy którym pracownicy mogliby odłożyć narzędzia i szukać schronienia. Ten limit to 30 stopni Celsjusza. By to osiągnąć związki zawodowe będą musiały się uciec do nieco mniej dyplomatycznych zabiegów niż prośby. Rząd twierdzi, że jest to niewykonalne - tłumacząc, że istnieje różnica między pracą przy piecu martenowskim a siedzeniem przy komputerze w gorącym biurze.

Nie wiem, jak ludzie mogą w te upały pracować. Przed chwilą rozmawiałem z listonoszem. Najpierw dostał ode mnie szklankę wody, a potem przez kwadrans narzekał. Nie chce nawet myśleć o ludziach, którzy pracują przy budowach dróg czy mostów. Różnica między temperaturą w cieniu a w słońcu może wynosić nawet 20 stopni Celsjusza. A ta rekordowa, której dziś oczekujemy, ma być w granicach 40 stopni Celsjusza, oczywiście w cieniu. W słońcu w takich warunkach wszystko się topi i obumiera.

Opracowanie: