Strachu najedli się mieszkańcy miejscowości Mildura w Australii, kiedy wieczorem silnie różowe światło rozświetliło niebo. To co zobaczyli sprawiło, że niektórzy zaczęli się zastanawiać, czy nie zaczyna się apokalipsa. Okazało się jednak, że zjawisko to efekt usterki. Przy okazji na jaw wyszła tajemnica.
Asteroida? Inwazja kosmitów? Przez głowę Tammy Szumowski - mieszkanki Mildury - po zobaczeniu niecodziennego widoku przewijało się wiele myśli. Zastanawiałam się, co to do diabła jest - opowiada w rozmowie z BBC kobieta. Przed dziećmi próbowałam jednak zachować zimną krew. Mówiłam im, że nie ma się czym martwić - przyznała.
Przestraszona Szumowski zadzwoniła do swoich rodziców. Rozmawiałam z mamą, ale w tle słyszałam mojego ojca, który mówi: "Muszę się pospieszyć i dokończyć moją herbatę, bo zaczyna się koniec świata". Na to moja mama odparła: "Ale jaki jest sens, skoro świat się kończy" - relacjonowała Australijka.
Przerażona różowym światłem na niebie była też inna mieszkanka Mildury - Nikea Champion. Najpierw kobieta pomyślała, że to po prostu jakieś zjawisko astronomiczne. Później przypomniał się jej serial science fiction "Stranger Things". Pomyślałam: Vecna, czy to ty? - mówiła dziennikarzom Champion, odwołując się do postaci z serialu.
Jak podaje BBC, obie kobiety grubo się jednak myliły.
Okazało się, że źródłem światła są specjalne lampy wykorzystywane przy uprawie marihuany. Dzięki różowej łunie mieszkańcy dowiedzieli się, że w ich okolicach znajduje się gospodarstwo, na którym uprawiane są konopie indyjskie.