W przeddzień 50. rocznicy inwazji wojsk Układu Warszawskiego na Czechosłowację wczoraj wieczorem przed ambasadą Rosji w Pradze protestowało około 300 osób. Wspominano ofiary tamtych wydarzeń i krytykowano aktualną, agresywną politykę Kremla.
Uczestnicy demonstracji mieli ze sobą flagi Czech, Unii Europejskiej, Ukrainy i Gruzji. Jednym z pierwszych mówców był przywódca Tatarów krymskich Mustafa Dżemilew, który przyjechał na zaproszenie Instytutu Studiów Reżimów Totalitarnych (USTR). Mówił m.in. o rosyjskiej agresji na Ukrainę i okupacji Krymu.
Apetyt i smak na agresję jest za tym ogrodzeniem stale widoczny - mówił wskazując na ogrodzenie ambasady Federacji Rosyjskiej. Przekonywał, że rosyjską agresję trzeba powstrzymać. Gdyby powiedziano Kremlowi "nie" podczas wojny w Gruzji, może nie doszłoby do agresji na Krym - mówił oklaskiwany entuzjastycznie Dżemilew. Gwizdy i buczenie towarzyszyły jego słowom na temat prezydenta Czech Milosza Zemana, którego krytykował za bliskie stosunki z Kremlem, kwestionowanie okupacji Krymu oraz negowanie zasadności antyrosyjskich sankcji UE.
Podobnie przyjmowano krytykę Zemana, którą formułował kolejny mówca, muzyk rockowy i w latach 90. XX wieku popularny polityk Michael Kocab. Po obaleniu komunizmu był m.in. przewodniczącym parlamentarnej komisji nadzorującej wyjście wojsk radzieckich z Czechosłowacji. Gdy Kocab krytykował głowę państwa do gwizdów dołączyły się także okrzyki - "hańba" i "zdrajca".
Kocab radziecką okupację po 21 sierpnia 1968 roku nazwał "najbardziej tragicznym wydarzeniem w czeskiej historii po niemieckiej okupacji". Zarzucił prezydentowi, że 50. rocznica nie jest dla niego powodem do zabrania głosu. Kocab oddał hołd posłankom i posłom komunistycznego parlamentu, którzy sprzeciwili się legalizacji okupacji, jaką było przyjęcie ustawy "o czasowym pobycie wojsk ZSRR na terenie Czechosłowacji". Przypomniał też protesty przeciwko okupacji - m.in. samospalenie Polaka Ryszarda Siwca, Jana Palacha i Jana Zajice, protest siedmiorga obywateli radzieckich na Placu Czerwonym w Moskwie.
Na demonstracji przeczytano i podpisywano list do Rosjan, w którym apelowano o "nacisk na władze by zmieniły politykę".
Na chodniku prowadzącym w stronę wejścia do ambasady przygotowane były arkusze papieru z sylwetkami ludzi, na których uczestnicy demonstracji wpisywali nazwiska 137 ofiar okupacji. Z zapalenia świec zrezygnowano, bo w Pradze, w związku z suszą, obowiązuje ścisły zakaz rozpalania ognia.
(mpw)