Służby Arabii Saudyjskiej oświadczyły, że poszukiwania polskiego kitesurfera nie zostaną przerwane i będą prowadzone także nocą. Jan Lisewski, który chciał samotnie pokonać Morze Czerwone na desce kitesurfingowej, zaginął w piątek. Lokalizator GPS cały czas wysyła precyzyjne informacje o jego położeniu. Niestety saudyjskie służby wciąż nie mogą znaleźć mężczyzny z powodu rozbieżności danych.
W rejon, w którym powinien się znajdować, wypłynęły rano w sobotę cztery łodzie. Dwukrotnie nad tym obszarem krążył helikopter. Były więc duże nadzieje, że akcja zakończy się za dnia pomyślnie. Niestety, tak się nie stało. Sytuacja jest o tyle dziwna, że po odebraniu sygnału "check in/ok" od Jana Lisewskiego, naszedł sygnał SOS - mówi konsul RP w Rijadzie Igor Kaczmarczyk.
Szef operacji w Tabuku otrzymał zdjęcia kombinezonu Lisewskiego, które zostały rozesłane do wszystkich służb zaangażowanych w akcję ratunkową. Analizowana jest także przyczyna rozbieżności danych, wskazujących pozycję 42-letniego gdańszczanina.
Jak dowiedział się reporter RMF FM Kuba Kaługa, sygnał o położeniu Jana Lisewskiego odbiera polska ekipa w Egipcie. Satelitarne dane przekazuje kolegom w Polsce. Następnie trafiają one do Morskiej Służby Poszukiwawczo Ratowniczej w Gdyni. Polskie służby muszą te dane jeszcze przeliczyć, aby określić dokładne położenie geograficzne. Dopiero wtedy informacja retransmitowana jest do saudyjskich służb. Nasi ratownicy przyznają, że taki system utrudnia i wydłuża akcję poszukiwawczą.
Pierwszy sygnał SOS nadany przez polskiego kitesurfera służby ratownicze odebrały w piątek o godzinie 17, a drugi o 19.55. Natomiast w sobotę o godz. 8.36 odnotowano kolejny sygnał wzywający pomocy, następny o 9.19, potem o 12.39 i 13.29 check in/ok, a o 13.40 ponownie SOS.
W piątek przed północą akcja ratownicza została przerwana, ale - jak podkreślił konsul - trwała wymiana informacji pomiędzy odpowiednimi służbami. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych Arabii Saudyjskiej poleciło wszystkim możliwym instytucjom podjęcie działań, zmierzających do udzielenia pomocy polskiemu zawodnikowi.
Lisewski wystartował w piątek rano z egipskiej El Gouny z zamiarem pokonania ponad 200-kilometrowej trasy i dotarcia do portu Duba w Arabii Saudyjskiej. Według jego znajomych, którzy go wspierali, a także żony, był dobrze przygotowany do tej próby.
Jesteśmy 15 lat małżeństwem i zapewniam, że Janek jest odpowiedzialnym facetem. To nie była jego wariacka próba pokonania Morza Czerwonego, jak niektórzy sądzą. On się do niej przygotowywał. Miał odpowiedni ubiór z lajkry, krótką i długą piankę, mieszankę wysokoenergetyczną, latarkę, racę, nóż do ewentualnego odcięcia linek, gdyby się splątały. To wszystko było obliczone na 11 godzin, bo taki maksymalny czas dopłynięcia do saudyjskiego brzegu zakładał - powiedziała Małgorzata Lisewska.
Lisewski wypłynął z egipskiego brzegu na 1,5-metrowej desce Master. Do niej przytwierdzony był seryjny latawiec Nobile o regulowanej powierzchni 10-12 m kwadratowych oraz trapez Dakine. W lipcu ubiegłego roku jako pierwszy człowiek na świecie Lisewski pokonał Morze Bałtyckie. Wystartował w okolicach Świnoujścia i po 13 godzinach dobił do szwedzkiego wybrzeża, niedaleko Ystad.
Film z przygotowań do rejsu przez Bałtyk.