Do 42 wzrosła liczba ofiar śmiertelnych pożarów lasów w Kalifornii - poinformowały lokalne władze. To najbardziej śmiercionośne pożary w historii tego amerykańskiego stanu. Zniszczonych zostało już ponad 7100 budynków.
Jak informowano w niedzielę, ogień zamienił w dymiące ruiny miasto Paradise na północy stanu i rozszerzył się na jego okolice.
W Paradise pracuje obecnie pięć zespołów poszukiwawczych. Władze utworzyły także mobilne laboratoria, które mają pomóc w identyfikacji ofiar. Przedstawiciel miejscowej policji Kory Hornea powiedział, że w niektórych przypadkach "jedyne szczątki, jakie zdołaliśmy znaleźć, to kości lub fragmenty kości".
W Malibu w aglomeracji Los Angeles odkryto w piątek zwęglone szczątki dwóch osób. Jak poinformowała w niedzielę policja, w ostatnich dwóch dniach w południowej Kalifornii nie znaleziono kolejnych ciał.
W Malibu spłonęło wiele luksusowych rezydencji.
Z trzema dużymi pożarami, które szaleją na północy i południu Kalifornii, walczy ponad 8 tysięcy strażaków.
Jak pisze agencja AP, susza, przypisywane zmianom klimatycznym wyższe temperatury i oddawanie kolejnych terenów leśnych pod zabudowę mieszkaniową sprawiły, że sezonowe pożary terenów dzikich w Kalifornii przybrały na sile, a przy tym rozpoczynają się wcześniej i trwają dłużej.