Partia Republikańska w USA ma wielkie kłopoty. Kiedy wyliże rany po wtorkowej przegranej, musi na poważnie zastanowić się nad przyszłością. Zniknięcie ze sceny politycznej naturalnie jej nie grozi, ale kryzys - na pewno.
Bush odchodzi. McCain za cztery lata będzie za stary, by poprowadzić partię do zwycięstwa. Kongres wzięty został przez Demokratów.
Już za dwa lata odbędą się kolejne wybory. Tym razem większość amerykańskich stanów będzie wybierała gubernatorów. Dlatego można powiedzieć, że koniec jednej kampanii, to tak naprawdę początek kolejnej. A w obozie pod znakiem słonia nastroje są naprawdę podłe.
Można usłyszeć głosy, że republikanie nie powinni dostać od obywateli złamanego centa, że wolontariusze nie powinni im poświęcić ani minuty pracy, dopóki władzy w partii nie przejmą ludzie z zasadami. Obecne szefostwo wciąż nie rozumie, dlaczego przegrało wybory.
Wielu wyborców domaga się nowych twarzy na waszyngtońskich salonach. A jako kandydatów wskazuje właśnie grono gubernatorów. Najjaśniejszą gwiazdą w tej chwili, jest tu oczywiście niedoszły wiceprezydent Sara Palin. Ona sama nie ujawnia jednak swoich planów politycznych. Na razie, być może polując albo łowiąc ryby, odpoczywa po emocjach ostatnich dni.
Ale kiedy wracała po nocy wyborczej do domu na Alasce, witały ją okrzyki "Sara 2012".