Izraelscy żołnierze zabili bojownika Hezbollahu, strzelali jednak w obronie własnej – podała izraelska armia. To pierwszy tego typu incydent od dzisiejszego poranka, kiedy zaczął obowiązywać rozejm między Izraelem a Libanem.
Do incydentu doszło w libańskiej wiosce Haddasa. Izraelscy żołnierze otworzyli ogień do grupy hezbollahów, „zbliżających się w groźny sposób”. Trafiono i zabito jednego z nich – podało dowództwo wojsk izraelskich. Stało się to kilka godzin po tym, jak na Bliskim Wschodzie w życie weszło zawieszenie broni.
W kierunku Suru na południu Libanu wyruszył oenzetowski konwój 24 tirów, wiozących pomoc dla mieszkańców libańskiego pogranicza z Izraelem. Ładunek zawiera wodę pitną, żywność i leki.
Hezbollah zaś rozdaje mieszkańcom południowego Libanu ulotki gratulujące krajowi „zwycięstwa nad syjonistami”, a także plakaty z podobizną lidera Hezbollahu, szejka Hasana Nasrallaha i podpisem „Boskie Zwycięstwo”.
Do domów wracają mieszkańcy południowego Libanu – na nielicznych ocalałych po izraelskich bombardowaniach drogach ciągną się gigantyczne korki. Na niebie wciąż widać przelatujące izraelskie samoloty. Ludzie mówią, że nie wierzą w zapewnienia Izraela co do obietnicy przestrzegania zawieszenia broni.
W schronach pozostają zaś mieszkańcy północnego Izraela. Do domów nie wracają na razie uciekinierzy z północnych regionów kraju, ewakuowani w głąb Izraela w obawie przed ostrzałem Hezbollahu. Z uchodźcami zakwaterowanymi w jednym z akademików w Tel Awiwie rozmawiał bliskowschodni korespondent RMF FM:
W związku z rozejmem rozpoczęło się już wycofywanie żydowskich żołnierzy z południowego Libanu. Na razie cofają się rezerwiści, którzy zostaną rozlokowani wzdłuż granicy. Według dziennika "Haaretz", część sił izraelskich zostanie wycofana z południowego Libanu natychmiast. Reszta żołnierzy pozostanie, aby przekazać swoje pozycje siłom międzynarodowym. Jednak zanim błękitne hełmy zostaną rozlokowane, może minąć nawet ponad miesiąc – podkreślają dyplomaci ONZ.
Pomimo wejścia w życie rozejmu Izrael utrzymuje morską i powietrzną blokadę Libanu. Ma ona obowiązywać do czasu stworzenia na miejscu odpowiedniego systemu bezpieczeństwa, gwarantującego wstrzymanie dostaw broni dla Hezbollahu. Jeśli będzie taka potrzeba, jesteśmy w stanie podbić i zająć cały południowy Liban w ciągu zaledwie kilku dni - oświadczył jeden z dowódców izraelskiej armii.
Wojsko ostrzega, że Hezbollah może zdecydować się na zbrojne prowokacje. Izrael obawia się, że mimo poważnych strat Hezbollah może się szybko odbudować dzięki pomocy Iranu i Syrii. Posłuchaj relacji Elego Barbura:
Pierwsze godziny obowiązywania rozejmu nie przynoszą pewności co do trwałości zawieszenia broni. Nie wiadomo, czy Libanowi uda się utrzymać niezależność i nie poddać się presji Hezbollahu. Wszak przed nim zadanie odbudowy zniszczonego w izraelskich nalotach kraju. Zmiany w polityce wewnętrznej być może czekają Izrael – zagrożona może być pozycja premiera Ehuda Olmerta. Kolejne wątpliwości budzi rola w całym konflikcie Iranu, dążącego do miana mocarstwa atomowego. Posłuchaj analizy dyrektora informacji RMF FM, Jacka Stawiskiego:
Nad ranem izraelskie samoloty ostrzelały rakietami cele we wschodnim Libanie - podały libańskie służby bezpieczeństwa. Pociski spadły także na półciężarówkę w rejonie miasta Baalbek – zginęło co najmniej 7 osób. W samochodzie znajdowali się policjanci, żołnierze i cywile. Izraelskie samoloty rozrzuciły też nad śródmieściem Bejrutu ulotki ostrzegające, że każdy atak z terytorium Libanu spotka się z odpowiedzią.
Kilkanaście minut przed zapowiadanym wejściem w życie rozejmu izraelskie samoloty zbombardowały rejon Tyru. Nad Bejrutem zaś zrzuciły ulotki obarczające Hezbollah, Iran i Syrię winą za zniszczenia w Libanie.
Izrael udaremnił również próbę zamachu przy pomocy ciężarówki wyładowanej materiałami wybuchowymi. W ataku na Izrael Hezbollah próbował też wykorzystać dwa bezzałogowe samoloty.