Bez głosu sprzeciwu Rada Bezpieczeństwa ONZ uchwaliła rezolucję wzywającą do całkowitego zakończenia walk w trwającym od miesiąca konflikcie na Bliskim Wschodzie. Dokument zapowiada także wprowadzenie do południowego Libanu oenzetowskich sił pokojowych.
Rezolucja wzywa obie strony – Izrael i szyickie ugrupowanie Hezbollah - do przerwania ognia. Poza tym na południu Libanu rozmieszczonych ma zostać do 15 tysięcy żołnierzy sił międzynarodowych. Mają oni współpracować z wojskami libańskimi.
Projekt rezolucji przygotowały Stany Zjednoczone i Francja. Dokument zatwierdzono jednomyślnie. Rezolucja zakłada, że kontrolę nad południowym Libanem mają przejąć siły libańskie i oenzetowskie; w tym czasie żołnierze izraelscy mają się stopniowo wycofywać z Libanu.
Inaczej jednak niż początkowo planowano, siły ONZ powstaną na bazie już stacjonujących w Libanie sił UNIFIL, czyli misji obserwacyjnej, liczącej obecnie tylko 2 tys. żołnierzy. Nie będą także miały mandatu, upoważniającego je do normalnych działań wojennych. Jak stwierdził specjalny wysłannik ONZ na Bliski Wschód Alvaro de Soto, błękitne hełmy mogłyby się pojawić w Libanie w ciągu 7-10 dni.
Mimo że Izrael domagał się ostrzejszych regulacji premier Ehud Olmert już zapowiedział, że zaleci swemu rządowi zaakceptowanie dokumentu. Z wypowiedzi izraelskich polityków wynika, że presja wojskowa na Hezbollah nie będzie malała – ich zdaniem jest to bowiem jedyny sposób zmuszenia ich do przyjęcia warunków przerwania ognia. Posłuchaj relacji bliskowschodniego korespondenta RMF FM, Elego Barbura:
Lider libańskiego Hezbollahu Hasan Nasrallah zapowiedział, że organizacja wstrzyma działania wojenne i zacznie współpracować z libańską armią, kiedy tylko rezolucja ONZ wejdzie w życie. Zaznaczył jednak, że Hezbollah będzie atakować izraelskich żołnierzy tak długo, jak będą przebywać na terytorium Libanu.
Rezolucję ONZ zaakceptował już libański rząd.
W USA panuje sceptycyzm, czy rezolucja zostanie wprowadzona w życie. Większość tamtejszych obserwatorów uważa, że walki się przeciągną.
Izraelska armia rozpoczęła rozszerzoną ofensywę lądową w Libanie – żołnierze mają dotrzeć do rzeki Litani około 30 kilometrów w głąb kraju. Rozkaz rozpoczęcia operacji wydał premier Ehud Olmert i minister obrony Amir Peretz.
Izraelczycy twierdzą, że na razie udało się im dotrzeć 11 kilometrów w głąb Libanu – informację tę potwierdza także Hezbollah. Dodaje, że zatrzymał jeden z izraelskich oddziałów w zasadzce w rejonie wsi Ghandurija na wschód od Sur. Zginąć miało kilku Izraelczyków. Hezbollahowie przyznają także, że wystrzelili w kierunku północnego Izraela kilkanaście rakiet.
Wcześniej informowano o kolejnych nalotach lotnictwa izraelskiego na cele w różnych regionach Libanu. Tamtejsze służby bezpieczeństwa donoszą, że w wyniku nalotu na miasto Sajda na południu kraju 15 osób zginęło bądź odniosło rany. Ofiary śmiertelne pociągnął także ostrzał furgonetki we wsi Charajeb, a także wsi Raszaf.
Obrońcy praw człowieka apelują do Stanów Zjednoczonych, by nie przekazywały Izraelowi rakiet wyposażonych w amunicję kasetonową. Taki rodzaj uzbrojenia zwiększy straty wśród ludności cywilnej - argumentuje Human Rights Watch. W wojnie zginęło już około 1000 Libańczyków, 121 Izraelczyków.