Izraelskie siły zabiły przynajmniej 52 Palestyńczyków w Strefie Gazy. W rejonie od rana trwają protesty. Dzisiaj Stany Zjednoczone otworzyły w Jerozolimie swoją ambasadę, czemu sprzeciwiają się palestyńscy Arabowie.

Dane te przekazał palestyński resort zdrowia. Według niego 1204 osoby zostały postrzelone, a ok. 1200 doznało innych obrażeń, w tym w wyniku kontaktu z gazem łzawiącym; 116 rannych jest w stanie ciężkim lub krytycznym.

Wśród zabitych jest osiem osób poniżej 16. roku życia - poinformował ambasador Palestyny przy ONZ.

Agencje piszą, że jest to najkrwawszy dzień w Strefie Gazy od czasu wojny w tej palestyńskiej enklawie między kontrolującym ją Hamasem a Izraelem w 2014 roku.

Palestyński rząd oskarżył w poniedziałek Izrael o dokonanie masakry w Strefie Gazy. Rzecznik rządu Jusuf al-Mahmud zażądał w oficjalnym oświadczeniu "natychmiastowej interwencji międzynarodowej w celu powstrzymania straszliwej masakry dokonanej w Gazie przez izraelskie siły okupacyjne przeciwko naszemu bohaterskiemu narodowi".

"Świat usłyszy naszą wiadomość"

W Strefie Gazy protestują dziesiątki tysięcy Palestyńczyków. Demonstrujący palą opony i rzucają koktajlami Mołotowa. Okolica spowita jest w ciemnym dymie, a okrzykom towarzyszą dźwięki serii z karabinów.

Wielu Palestyńczyków podchodzi do ogrodzenia dzielącego ich autonomiczny kraj z państwem żydowskim. Oficjalnie nie mogą go przekroczyć. Dziś jest wielki dzień, kiedy przejdziemy przez płot i powiemy Izraelowi oraz światu, że nie godzimy się na wieczną okupację - krzyczy Ali, nauczyciel ze Strefy Gazy. Wielu męczenników pewno dzisiaj zginie, bardzo wielu, ale świat usłyszy naszą wiadomość. Okupacja musi się skończyć - dodaje w rozmowie z agencją Reutera.

Jak informują palestyńscy aktywiści, wśród zabitych przez izraelskie służby są m.in. ratownik medyczny i mężczyzna poruszający się na wózku.

Izraelskie lotnictwo poinformowało z kolei, że ich samoloty zaatakowały stanowiska wojskowe Hamasu w pobliżu miasta Dżabalija po tym, jak żołnierze zostali ostrzelani z północy Strefy Gazy. Żaden żołnierz nie został ranny - twierdzi wojsko.

Żołnierze dodają, że udaremnili atak terrorystyczny, strzelając do trzech Palestyńczyków, którzy usiłowali umieścić ładunki wybuchowe przy ogrodzeniu na granicy w pobliżu Rafah, czyli przejścia na granicy między Strefą Gazy a Izraelem. Armia potwierdziła, że ci trzej Palestyńczycy zginęli.

Wojsko zapewniło, że odpowiada na to środkami mającymi na celu rozpędzenie demonstrantów i "działa zgodnie ze standardowymi procedurami operacyjnymi". Armia dodała, że nie pozwoli, aby ogrodzenie ani infrastruktura bezpieczeństwa zostały zniszczone, i jest zdeterminowana, by wykonywać swą misję polegającą na obronie izraelskiej suwerenności i zapewnieniu bezpieczeństwa cywilom.

O sprawie rzezi w Strefie Gazy wypowiedziało się także ONZ, nawołując do zaprzestania ostrzału przez izraelskie siły. Prawo do życia musi być uszanowane. Ci, co doprowadzili do tak karygodnego złamania praw człowieka, muszą zostać pociągnięci do odpowiedzialności. Międzynarodowa społeczność musi walczyć o sprawiedliwość dla ofiar - napisano na Twitterze.

Premier Benjamin Netanjahu z kolei stwierdził, że działania w Strefie Gazy były... "samoobroną". Każde państwo jest zobowiązane do bronienia swych granic. Terrorystyczna organizacja Hamas deklaruje, że zamierza zniszczyć Izrael i wysyła tysiące ludzi, by przerywali ogrodzenie graniczne dla osiągnięcia tego celu. Będziemy nadal zdecydowanie działać na rzecz ochrony naszej suwerenności i naszych obywateli - napisał Netanjahu na Twitterze.

Biały Dom uznał z kolei, że całą odpowiedzialność za wszelkie zgony w Strefie Gazy odpowiada Hamas. Hamas z wyrachowaniem, cynicznie sprowokował (izraelską - PAP) reakcję - podkreślił zastępcza rzecznika Białego Domu Raj Shah. Dodał, że "Izrael ma pełne prawo, aby się bronić". 

W odpowiedzi na wydarzenia rząd Turcji wezwał w poniedziałek swych ambasadorów w USA i Izraelu na konsultacje. cześniej w poniedziałek Erdogan komentując przeniesienie amerykańskiej ambasady w Izraelu powiedział, że "USA wybrały bycie częścią problemu, a nie rozwiązania" konfliktu na Bliskim Wschodzie.

Rzeź obok "kumulacji szczęścia"

Jednocześnie Stany Zjednoczony otworzyły nową ambasadę w Jerozolimie. Otwieramy dzisiaj ambasadę USA w Jerozolimie, w Izraelu - ogłosił na początku ceremonii amerykański ambasador w państwie żydowskim David Friedman. W oficjalnej inauguracji udział biorą premier Izraela Benjamin Netanjahu, prezydent Reuwen Riwlin oraz inni przedstawiciele władz kraju. Strona amerykańska wysłała delegację, w której skład wchodzą m.in. zastępca sekretarza stanu John Sullivan, minister finansów Steven Mnuchin oraz córka prezydenta USA Donalda Trumpa Ivanka oraz jej mąż i prezydencki doradca Jared Kushner.

Oprócz tego Izraelczycy świętują 70. rocznicę podpisania deklaracji niepodległości.

Wszystkie kraje powinny wiedzieć, że Jerozolima jest nasza- usłyszał specjalny wysłannik RMF FM do Jerozolimy Patryk Michalski od młodego mieszkańca Izraela.

W mieście mamy do czynienia z "kumulacją szczęścia" - wszędzie wywieszone są flagi izraelskie i amerykańskie, a ludzie skandują, że Trump jest "przyjacielem Syjonu". 

Przed samym budynkiem ambasady również dochodzi do starć. Jak informuje nasz wysłannik, grupa aktywistów krzyczała do prezydenta Trumpa i premiera Netanjahu "nigdy więcej wojny". Interweniowała policja, bo do tej grupki zaczęli zbliżać się zwolennicy polityki przywódców USA i Izraela. 

Swoją decyzję o uznaniu przez USA Jerozolimy za stolicę państwa żydowskiego Trump ogłosił 6 grudnia 2017 roku. Wkrótce potem Zgromadzenie Ogólne Narodów Zjednoczonych przyjęło uchwałę domagającą się anulowania tej decyzji, a skupiająca 57 państw Organizacja Współpracy Islamskiej oświadczyła, że uznanie przez USA Jerozolimy za stolicę Izraela oznacza "jawną agresję".

Społeczność międzynarodowa nie uznaje Jerozolimy za stolicę Izraela; prawie 90 ambasad mieści się w Tel Awiwie. Izrael kontroluje Jerozolimę od 1967 roku, gdy w trakcie wojny sześciodniowej zajął wschodnią część miasta. W Jerozolimie znajduje się wiele izraelskich budynków rządowych, w tym parlament i Sąd Najwyższy.

(az)