Holenderska straż przybrzeżna zakończyła w czwartek po południu akcję ratunkową na Morzu Północnym. Uznano, że nie ma już szans, by ktokolwiek spośród sześciu zaginionych marynarzy przeżył katastrofę. Wśród tych osób jest trzech Polaków. Do tej pory informowano, że w zderzeniu dwóch statków zginęło pięć osób, w tym dwóch naszych rodaków. Jak poinformował grecki armator, najbardziej prawdopodobną przyczyną kolizji Baltic Ace z cypryjskim kontenerowcem był błąd człowieka.
Do katastrofy doszło w środę wieczorem 40 km od Rotterdamu. Jednostka Baltic Ace, na pokładzie której byli Polacy, zatonęła po zderzeniu z cypryjskim kontenerowcem Corvus. Na pokładzie samochodowca były w sumie 24 osoby, w tym 11 Polaków. 5 marynarzy zginęło, 13 udało się uratować.
Niestety - jak poinformował rzecznik ambasady polskiej w Hadze Janusz Wołosz - wśród ofiar jest dwóch Polaków. Ich rodziny dostaną odszkodowania, bo marynarze mieli to zapisane w kontraktach. 6 naszych rodaków - 5 członków załogi i kapitana - udało się uratować. Kapitan jednostki trafił do szpitala w belgijskim Veurne. Jego stan był na tyle dobry, że w czwartek po południu opuścił placówkę.
Pozostali uratowani Polacy zostali po wypadku przewiezieni do szpitala w Ostendzie. Odwiedziła ich tam polska wicekonsul w Brukseli Pia Libicka. Fizycznie są w stanie dobrym, ale jest jeszcze kwestia tego, co przeszli psychicznie - powiedziała dyplomatka. Również w ich przypadku w czwartek po południu lekarze wyrazili zgodę na transport do Rotterdamu, gdzie zgrupowana jest załoga agencji, która zatrudnia naszych rodaków.
10 z 11 Polaków będących na pokładzie Baltic Ace zatrudniała Morska Agencja Gdynia. Jest to dziewięciu oficerów oraz kucharz - poinformował Mariusz Lenckowski z MAG. Kapitan jednostki nie należał do tej grupy. Jak poinformował holenderski dziennik "Het Parool" na swojej stronie internetowej, oprócz Polaków na pokładzie byli także Bułgarzy, Ukraińcy i Filipińczycy.
Jak poinformował grecki armator, do katastrofy mógł doprowadzić ludzki błąd. Z kolei Kees Brinkman z towarzystwa ratowniczego KNRM powiedział, że "prawdopodobnie okręty nie widziały się nawzajem".
Przedstawiciele Morskiej Agencji Gdynia, która pośredniczyła w zatrudnieniu 10 polskich członków załogi Baltic Ace, twierdzą natomiast, że jest za wcześnie, by mówić o tym, kto zawinił. Mariusz Lenckowski z gdyńskiej agencji czeka na szczegółowe wyjaśnienia okoliczności tragedii.
Ustalenie prawdopodobnie kursów, po jakim szły dwa statki. Wtedy eksperci będą w stanie wykazać, który ze statków nie zachował odpowiednich procedur bezpieczeństwa oraz nie zastosował się do międzynarodowych prawideł ruchu drogi morzem - powiedział.
Kapitan statku Baltic Ace powiedział w rozmowie z korespondentką RMF FM, że "nie ma pojęcia, jak doszło do tego wypadku". Według niego, "to była chwila".
Wcześniej brytyjskie służby meteorologiczne Met Office prognozowały, że w miejscu, gdzie doszło do kolizji, może pojawić się sztorm. Corvus J został poważnie uszkodzony, ale nie grozi mu zatonięcie. Statek, na którego pokładzie jest 12 osób, zmierza do portu w Antwerpii.
Część z polskich marynarzy została zaokrętowana na statku Baltic Ace dosłownie kilka dni temu. Członkowie załogi pochodzą z Trójmiasta, okolic Szczecina i centralnej Polski. Dla kilku z nich - chociażby dla kucharza czy drugiego mechanika - był to pierwszy z trzech miesięcy, które mieli przepracować na tej jednostce. Reszta załogi albo była w połowie swojego kontraktu, albo wkrótce miała kończyć swoją pracę na Baltic Ace.
Baltic Ace jest zarejestrowany pod banderą Bahamów, Corvus J - pod banderą cypryjską. Według holenderskich mediów, Baltic Ace, którego właścicielem jest grecka firma Baltic Highway, płynął z belgijskiego Zeebrugge do portu Kotka w Finlandii, a Corvus J z Grangemouth w Szkocji do Antwerpii w Belgii. Właścicielem tej mierzącej 135 metrów długości jednostki jest niemiecka firma Juengerhans.