​Podczas środowych zamieszek w Belfaście uprowadzono, a następnie spalono autobus miejski - poinformowała północnoirlandzka policja. Ich uczestnicy zaatakowali też funkcjonariuszy i poturbowali relacjonującego protesty reportera dziennika "Belfast Telegraph".

Z komunikatu policji, ani relacji przekazywanych przez media nie wynika, by w trakcie uprowadzenia autobusu byli w nim pasażerowie. Nie ma też informacji, by ktokolwiek odniósł obrażenia, tym niemniej jest to najpoważniejszy incydent do jakiego doszło w czasie trwającej od kilku dni fali zamieszek w Irlandii Północnej. 

Na zamieszczonych zdjęciach i nagraniach wideo widać kłęby dymu unoszące się z obrzuconego butelkami z benzyną autobusu, a następnie całkowicie zwęglony wrak.

Do zdarzenia doszło w zachodniej części Belfastu, w cieszącej się nienajlepszą sławą lojalistycznej dzielnicy Shankill, ok. 18 miejscowego czasu. 

Wcześniej uczestnicy zamieszek obrzucali kamieniami i butelkami z benzyną funkcjonariuszy policji, a także podpalali na ulicach opony i kosze na śmieci. Jak poinformował fotoreporter "Belfast Telegraph" Kevin Scott, w trakcie pracy został zaatakowany od tyłu przez dwóch mężczyzn, którzy go poturbowali i uszkodzili jego aparat fotograficzny.

Policja wezwała do unikania okolic, w których trwają zamieszki i poinformowała o zamknięciu bram w płotach oddzielających dzielnice protestanckie od katolickich.

Cytat

To nie jest protest. To jest wandalizm i próba zabójstwa. Te działania nie reprezentują ani unionizmu, ani lojalizmu. Są one zawstydzające dla Irlandii Północnej i służą jedynie odwróceniu uwagi od prawdziwych sprawców łamania prawa z Sinn Fein. Moje myśli są z kierowcą autobusu
- oświadczyła szefowa północnoirlandzkiego rządu Arlene Foster

Jaki jest powód zamieszek?

Foster swoją wypowiedzią nawiązała do bezpośredniej przyczyny trwających od kilku dni zamieszek.

Jest nią zeszłotygodniowa decyzja północnoirlandzkiej prokuratury, by nie postawić nikomu zarzutów w związku z pogrzebem wysokiego rangą bojownika Irlandzkiej Armii Republikańskiej (IRA), w którym - mimo restrykcji przeciwepidemicznych - uczestniczyło ok. 2000 osób, w tym 24 polityków Sinn Fein.

Decyzja ta spotęgowała napięcie wśród północnoirlandzkich unionistów i lojalistów, czyli zwolenników utrzymania prowincji w składzie Zjednoczonego Królestwa. 

Od kilkunastu tygodni coraz głośniej wyrażają oni niezadowolenie z protokołu w sprawie Irlandii Północnej, który jest częścią umowy o brexicie i który faktycznie stworzył granicę celną między nią a pozostałą częścią Zjednoczonego Królestwa.

Zaniepokojenie sytuacją w Irlandii Północnej wyraził w środę wieczorem brytyjski premier Boris Johnson. Jestem głęboko zaniepokojony scenami przemocy w Irlandii Północnej, zwłaszcza atakami na PSNI (policję północnoirlandzką - PAP), która chroni ludzi i przedsiębiorstwa, atakiem na kierowcę autobusu i napaścią na dziennikarza. Drogą do rozwiązywania różnic jest dialog, a nie przemoc czy przestępczość - napisał na Twitterze.

Jak podała we wtorek policja, od początku zeszłego tygodnia w zamieszkach obrażenia odniosło 41 funkcjonariuszy. Ostrzegła ona, że grupy przestępcze odpowiedzialne za podsycanie zamieszek wciągają w nie nawet kilkunastoletnie dzieci. Wśród 10 aresztowanych do tej pory osób byli 13- i 14-latek.