Boeing 737 należący do linii lotniczych linii lotniczych Aerofłot, przewożący 88 osób, rozbił się w nocy niedaleko miasta Perm na Uralu, w środkowej części Rosji. Zginęli wszyscy na pokładzie. Wśród ofiar nie ma Polaków. Prawdopodobną przyczyną katastrofy była awaria prawego silnika - powiedział rosyjski minister transportu Igor Lewitin.

Świadkowie opowiadają, że samolot zaczął płonąć jeszcze w powietrzu. Był na wysokości niespełna dwóch kilometrów, kiedy zniknął z radarów. Potem z pełną prędkością wbił się w ziemię. Zdjęcia pokazywane przez telewizję są przerażające. Samolot rozpadł się na części, nie dłuższe niż metr, półtora. Fragmenty samolotu znajdują się na terenie kilku kilometrów kwadratowych.

Na razie zbyt wcześnie mówić o powodach katastrofy. Na miejscu znaleziono już czarne skrzynki i oczywiście po ich rozszyfrowaniu będzie można mówić o wersjach tego wypadku. Samolot podchodził do lądowania i wówczas doszło do katastrofy - stwierdziła Irina Andrianowa z ministerstwa sytuacji nadzwyczajnych. Boeing 737 spadł w terenie niezabudowanym i nie spowodował ofiar na ziemi.

Linie Aerofłot już zadeklarowały, że biorą na siebie pełną odpowiedzialność. Rodziny ofiar mają otrzymać po dwa miliony rubli odszkodowania. Rodziny ofiar przewożone są autobusami do Permu, gdzie czekają na nich lekarze i psychologowie.

Przewoźnik podkreśla, że wcześniej nie było żadnych kłopotów z samolotem, a załoga z Archangielska była doświadczona. Główny pilot spędził w powietrzu blisko 4 tysiące godzin. Z kolei kontroler ruchu lotniczego w Permie w wywiadzie dla państwowej telewizji stwierdził, że pilot feralnej maszyny nie wykonywał poleceń z wieży kontrolnej. Posłuchaj relacji korespondenta RMF FM Przemysława Marca:

Samolot przewoził 88 pasażerów, w tym 7 dzieci, i 6 członków załogi. Samolot leciał z Moskwy do Permu. Na pokładzie było 21 obcokrajowców: 9 osób z Azerbejdżanu, 5 - z Ukrainy oraz po jednej z Francji, Łotwy, Niemiec, Szwajcarii, Turcji, USA i Włoch.

Niewiele brakowało, by ofiar było znacznie więcej

Rosyjskie media informują, że ofiar mogło być znacznie więcej. Pięciu pasażerów, którzy mieli wykupione bilety, spóźniło się na lotnisko Szeremietiewo w Moskwie. Kolejnych czterdzieści osób nie zdążyło na czas przejść rejestracji. Turyści byli oburzeni faktem, że samolot na nich nie zaczekał.

Generał Troszew na pokładzie. To mógł być zamach?

Na pokładzie rosyjskiego Boeinga leciał generał Giennadij Troszew, były doradca Putina, przez lata dowodzący wojskami w Czeczenii, Inguszetii i Dagestanie. W związku z tym pojawiły się domysły, że katastrofę spowodowali terroryści.

Czeczeńscy bojownicy już wcześniej grozili, że generał odpowie za swoje działania na Kaukazie. Do tego, według niektórych rosyjskich mediów, świadkowie twierdzą, że słyszeli wybuch zanim samolot uderzył w ziemi. Na razie jednak mówienie o zamachu terrorystycznym to czysta spekulacja. Jasną odpowiedź powinny dać dane z dwóch odnalezionych już czarnych skrzynek. Zobacz film rosyjskiej telewizji vesti.ru:

To kolejna tragiczna katastrofa lotnicza w Europie w ostatnich tygodniach. Pod koniec sierpnia w Madrycie rozbił się hiszpański samolot. Zginęło wtedy 153 osoby. Także pod koniec ubiegłego miesiąca w Kirgistanie rozbił się Boeing z 90 osobami na pokładzie.