Setki osób brały udział w poszukiwaniach 22-miesięcznej dziewczynki, która zaginęła w lasach pod Smoleńskiem w Rosji. Dziecko odnaleziono dopiero po trzech dniach. Mała Ljuda, bezpieczna w ramionach matki, obiecała, że "nigdy więcej" nie oddali się sama od domu.
Poszukiwania dziecka ruszyły w zeszły czwartek. 22-miesięczna Ljuda oddaliła się od domu letniskowego swoich rodziców pod Smoleńskiem. Dziewczynka bawiła się na podwórku ze swoją 4-letnią siostrą, w pewnym momencie poszła do pobliskiego lasu. W tym czasie mama poszła na chwilę do sąsiadki.
Do poszukiwań dziewczynki ruszyło blisko 1000 osób: policjanci, strażacy i wolontariusze. Przeczesywali las, a nurkowie w tym czasie sprawdzali okoliczne zbiorniki wodne. Wszystko na nic.
Dopiero po trzech dniach akcji podczas krótkiego postoju na odpoczynek członkowie jednej z grup poszukiwawczych usłyszeli popiskiwanie dziecka. Było to w miejscu oddalonym o 4 km od domu.
"Wolontariusze powiedzieli mi później, że byli w pobliżu tego miejsca w pierwszym dniu poszukiwań" - powiedziała matka dziewczynki.
Dziewczynkę znaleziono skuloną w krzakach pod drzewem.
Dziecko było pogryzione przez insekty i choć od trzech dni nic nie jadło ani nie piło, było w stosunkowo dobrej formie. Było osłabione i wyziębione, bo ubrane było tylko w koszulkę i krótkie spodenki, a nocą temperatura spadała do 10 st. Celsjusza. Najważniejsze, że Ljuda żyła.
Dziewczynka miała od razu wyciągnąć ręce do ratowników i oświadczyć im, że "jest królewną". Potem została przetransportowana do szpitala.
"Zapewnia, że już nigdy nie oddali się od mamy. Nie wiem, jak długo będzie pamiętać o swojej obietnicy. W każdym razie tak mówi" - powiedziała matka Ljudy w rozmowie z dziennikarzami gazety "Komsomolska Prawda".