Ekstremalnie silny wiatr, ulewne opady deszczu, ale przede wszystkim wysoki na prawie cztery metry przypływ sztormowy - to zagrożenia towarzyszące nadciągającemu nad Florydę huraganowi 4. kategorii w skali Saffira-Simpsona Milton. Choć cyklon tropikalny przed uderzeniem w ląd jeszcze wytraci na sile, to mieszkańcy przygotowują się na najgorsze. I dobrze, bo są ku temu podstawy.

Milton powstał nad wodami zachodniej części Zatoki Meksykańskiej w sobotę 5 października. Ze względu na sprzyjające warunki szybko zaczął przybierać na sile - w niedzielę wieczorem był już huraganem 1. kategorii w skali Saffira-Simpsona, a w poniedziałek "eksplodował" i osiągnął najwyższą, 5. kategorię.

We wtorek odnotowano niewielkie wahania w intensywności - Milton chwilowo osłabł, został zdegradowany do 4. kategorii, by wieczorem znów przybrać na sile i ponownie osiągnąć 5. kategorię. W środę Milton napotkał na swojej drodze mniej sprzyjające warunki, przez co znów zaczął słabnąć.

Obecnie - zgodnie z komunikatem monitorującej cyklony tropikalne na Atlantyku amerykańskiej agencji National Hurricane Center z godz. 20:00 - Milton jest huraganem 4. kategorii z wiatrem ciągłym (średnia 1-minutowa) o prędkości 215 km/h i porywach dochodzących do 260 km/h.

"Jeśli się nie ewakuujesz, możesz umrzeć"

Po czterech dniach wędrówki nad Zatoką Meksykańską Milton powoli dociera do Florydy, w którą uderzy - według prognoz - w czwartek rano czasu lokalnego jako huragan 3. kategorii w skali Saffira-Simpsona.

Mieszkańcy środkowo-zachodniej Florydy już od kilku dni przygotowywali się do stawienia czoła kataklizmowi - wielu z nich wyjechało, ale część została i zabezpieczyła swój dobytek. Według szacunków, 11 hrabstw na Florydzie zamieszkałych przez 5,9 mln ludzi objętych jest obowiązkowymi nakazami ewakuacji.

Ci, którzy nie podporządkowali się przymusowej ewakuacji i ukrywają się w domach, słyszą nadawane przez policję komunikaty: "napiszcie na swoich ramionach imię, nazwisko i kontakt do bliskich - tak będzie łatwiej zidentyfikować wasze ciała i powiadomić rodziny".

Reuters cytuje Michaela Tylendę, który odwiedza syna w Tampie. Mężczyzna stwierdził, że nakazu ewakuacji nie należy ignorować. Jeśli ktoś wie cokolwiek o Florydzie, to zdaje sobie sprawę, że jeśli się nie ewakuujesz, gdy zostaniesz do tego zobowiązany, możesz umrzeć - powiedział.

Podobnego zdania jest szefowa zarządzania kryzysowego hrabstwa Sarasota Sandra Tapfumaneyi. Urzędniczka w rozmowie z CNN powiedziała, osoby, które pozostaną na wyspach barierowych na południe od Tampy, prawdopodobnie nie przetrwają prognozowanego przypływu sztormowego. Jeśli zdecydujesz się zostać, upewnij się, że masz pod ręką koło ratunkowe - zaapelowała i dodała: Dom można wymienić, rzeczy można wymienić. Lepiej po prostu wyjechać z miasta.

Uwaga na przypływ sztormowy

Trzeba przyznać, że są to apele równie konkretne, co sugestywne. Nie ma bowiem wątpliwości, że nadciągający Milton - choć słabnie i w momencie uderzenia w ląd nie będzie już tak silny jak jeszcze w środę przed południem - jest potężnym i ekstremalnie niebezpiecznym cyklonem tropikalnym.

Największym zagrożeniem towarzyszącym Miltonowi będzie wysoki na prawie cztery metry przypływ sztormowy, mogący zalać nabrzeżne tereny. To nic innego, jak wdzierające się w głąb lądu zwały wody. Przypływ sztormowy jest największym zagrożeniem w przypadku cyklonów tropikalnych; zawsze odpowiada za największą liczbę ofiar śmiertelnych.

Niebezpieczne będą też ulewne opady deszczu. Amerykańscy meteorolodzy prognozują, że w czwartek w środkowej i północnej części Florydy spadnie od 152 do 304 mm deszczu, przy czym lokalnie opady mogą wynieść aż 457 mm. Tak intensywne opady w tak krótkim czasie mogą prowadzić do katastrofalnych i zagrażających życiu powodzi błyskawicznych.

Mniejszym zagrożeniem będzie wiatr, choć nie można go bagatelizować ze względu na ryzyko powalenia wielu drzew i zerwania dachów z domów. W wyniku silnego wiatru zniszczona może zostać również infrastruktura energetyczna, której naprawienie może zająć dużo czasu.

Sytuację pogarsza fakt, że we Florydę niedawno uderzył huragan 4. kategorii w skali Saffira-Simpsona Helene. Choć największe szkody wyrządziła w głębi Ameryki, m.in. w Karolinie Północnej, na ulicach florydzkich miast zalega wiele śmieci. Te - w przypadku silnego wiatru - "mogą stać się pociskami", jak określił to gubernator Florydy Ron DeSantis. To jak włócznia nadchodząca w twoją stronę - stwierdził.

By ograniczyć skutki tej - jak to nazwał - "włóczni", stan wysłał ponad 300 wywrotek, które do wtorkowego popołudnia usunęły 1300 ładunków gruzu pozostawionego przez Helene.

Co dalej?

W środę po południu wspomniana już wcześniej agencja NHC podkreślała w komunikacie skierowanym do Amerykanów, że to już ostatni moment, by zadbać o swoje życie i zabezpieczyć dobytek.

Zresztą specjaliści z NHC już od kilku używali mocnych jak na swoje standardy słów, przekonując, że Milton ma potencjał, by stać się jednym z najbardziej destrukcyjnych huraganów w historii środkowo-zachodniej Florydy.

Amerykańskie serca pokrzepia na pewno deklaracja Deanne Criswell, administratorki Federalnej Agencji Zarządzania Kryzysowego (FEMA), która zapowiedziała, że w środę pojedzie na Florydę i pozostanie tam po przejściu huraganu, aby pomóc w koordynacji działań ratunkowych.

Urzędniczka podkreśliła, że FEMA przetransportowała do zagrożonego obszaru miliony litrów wody, miliony posiłków i innych zapasów oraz personel ekip ratunkowych. Chcę, aby ludzie usłyszeli ode mnie bezpośrednio, że FEMA jest gotowa - zaznaczyła.

Opracowanie: