Wciąż rosnący i tak już wysoki poziom wody sprawił, że nurkowie wstrzymali akcję poszukiwania 12 nastolatków i ich 25-letniego opiekuna. Grupa młodych piłkarzy i ich nauczyciel po zakończonym w sobotę treningu poszła zwiedzać jaskinię Tham Luang na północy Tajlandii. Przed wejściem do groty znaleziono rowery i plecaki chłopców, ale ślad po nich zaginął. Ratownicy podejrzewają, że opady gwałtownego deszczu monsunowego sprawił, że woda odcięła im drogę powrotną.
Wstrzymano wypompowywanie wody z jaskini Tham Luang, w której w sobotę utknęła grupa piłkarzy w wieku od 11 do 16 lat oraz ich trener. Intensywne opady deszczu monsunowego sprawiły, że wody w jaskini przybywa tak gwałtownie, że pompy nie radzą sobie z jej usunięciem.
Wycofano także wojskowych nurków, którzy i tak niewiele widzą w zamulonej wodzie, a ekipy poszukiwawcze szukają innych sposobów przedostania się do zaginionych dzieci. Jedna z hipotez mówi o stworzeniu alternatywnego wejścia do jaskini poprzez wywiercenie dziury w ścianach skalnych.
Ratownicy górscy z psami tropiącymi szukają na powierzchni szczelin, które można byłoby poszerzyć - tak, aby ratownicy mogli opuścić się do jaskini po linach.
Najgorsze jest to, że nie wiadomo, w którym miejscu mającej kilka kilometrów jaskini utknęli chłopcy i czy w ogóle jeszcze żyją. Z wiadomości smsowych, jakie niektóre z dzieci wysłały przed wycieczką do rodziców wynika, że wzięli ze sobą latarki i trochę jedzenia. Wiadomo, że dzieci znają układ komór i korytarzy, bo nie była to ich pierwsza wyprawa.
Ratownicy twierdzą, że jeśli dzieci są w którejś z komór powyżej poziomu wody, to wciąż mają szansę na przeżycie. W tym przypadku największym zagrożeniem jest dla nich wychłodzenie i brak tlenu.
Od kilku dni zaginionych nastolatków szuka blisko tysiąc ratowników, policjantów, żołnierzy i ochotników. W środę dołączyli do nich brytyjscy i amerykańscy nurkowie jaskiniowi.
(j.)