Ujawnione akta nie zostały jeszcze zbadane przez grafologa i historyków i pogłębiają polityczne podziały w Polsce - podkreślają amerykańskie media pisząc o udostępnieniu przez IPN dokumentów sugerujących, że Lech Wałęsa pod pseudonimem "Bolek" był informatorem SB.

Ujawnione akta nie zostały jeszcze zbadane przez grafologa i historyków i pogłębiają polityczne podziały w Polsce - podkreślają amerykańskie media pisząc o udostępnieniu przez IPN dokumentów sugerujących, że Lech Wałęsa pod pseudonimem "Bolek" był informatorem SB.
Pierwszą partię dokumentów dotyczących TW "Bolka", znalezionych w domu szefa MSW z lat 80. gen. Czesława Kiszczaka udostępniono dziennikarzom w w czytelni IPN przy ul. Kłobuckiej 21 w Warszawie /Jacek Turczyk /PAP

Na wstępie swej korespondencji z Warszawy "New York Times" zauważa, że były prezydent Lech Wałęsa, lider Solidarności i laureat Pokojowej Nagrody Nobla zapewnia, iż dokumenty zostały sfałszowane.

Dziennik podkreśla, że znalezione w domu gen. Czesława Kiszczaka dokumenty, w tym ten, w którym Wałęsa miał zgodzić się na współpracę z SB pod pseudonimem Bolek, nie zostały zbadane przez grafologa, by ustalić, czy rzeczywiście jest to pismo Wałęsy. Dziennik dodaje też, że decyzja prezesa Instytut Pamięci Narodowej (IPN) Łukasza Kamińskiego, by udostępnić dziennikarzom te akta została oceniona przez wielu komentatorów w Polsce, w tym byłych działaczy Solidarności, jako "polityczna" i "kontrowersyjna".

Dziennik przypomina, że Wałęsa od ponad 20 lat "walczy z podobnymi oskarżeniami" i "został oczyszczony z zarzutów współpracy przez specjalny sąd w 2000 roku". Gazeta cytuje też najnowszą wypowiedź Wałęsy na swym blogu: Tak przegrałem, ale tylko w tym miejscu gdzie prawie wszyscy uwierzyli że jednak jakaś zdradziecka agenturalna współpraca z SB 46 lat temu incydentalnie krótko ale była, i na krótko zostałem złamany. To nieprawda. Dziękuję zdradziliście mnie nie ja Was.

"Wall Street Journal" zaznacza z kolei swoją relację od stwierdzenia, że zdaniem IPN, udostępnione dokumenty "pokazują, że Lech Wałęsa był płatnym informatorem tajnej policji w latach 1970., zanim poprowadził ruch Solidarność, który pomógł obalić komunizm w Europie". Dziennik pisze, iż z dokumentów wynika, że Wałęsa, pod pseudonimem Bolek, dostarczył odpłatnie tajnej policji informacji, które potencjalnie mogły zaszkodzić jego kolegom ze Stoczni Gdańskiej, kolebki Solidarności. Gazeta przypomina, że w swej książce wydanej w 2011 roku żona Wałęsy pisała, że przynosił on do domu dodatkowe pieniądze, mówiąc, że pochodzą z wygranej na loterii. Gazeta podkreśla jednocześnie, że Wałęsa, który pracował w stoczni jako elektryk i był liderem protestów na początku lat 80., a w 1981 roku został uwięziony, zapewnia, że nie był szpiegiem komunistów.

Kontrowersje wokół dokumentów tylko pogłębiają podziały polityczne w Polsce, gdzie centrowa opozycja uznaje go (Wałęsę) za ojca wolności i względnego dobrobytu w kraju, podczas gdy rządzący obóz twierdzi, że legenda Wałęsy oparta jest na kłamstwie o jego przeszłości - pisze "WSJ".

"Washington Post" i inne media, zamieściły na swych stornach internetowych depeszę agencji Associated Press, w której też zwrócono uwagę, że decyzja IPN, by "otworzyć te akta tak szybko i umożliwić dziennikarzom ich zobaczenie zanim zbadają je historycy, wzbudziła wielkie kontrowersje".

Obrońcy Wałęsy oskarżają władze o próbę zniszczenia dziedzictwa człowieka uważanego za jednego z największych bohaterów narodowych. Wiele osób broni go, w tym byli działacze Solidarności, którzy przypominają, że policja używała brutalnych metod, by zmusić krytyków reżimu do podpisywania zgody na współpracę, jako narzędzia szantażu w przyszłości, niezależnie od tego czy współpracowali czy nie - pisze AP.

(mal)