Skandal w Rosji. 11-letnia dziewczynka odleciała samolotem z moskiewskiego lotniska Wnukowo do Sankt Petersburga. Nie miała żadnych dokumentów, biletu i pieniędzy. Nie było z nią także rodziców. Mimo to przeszła wszystkie kontrole i znalazła się na pokładzie maszyny.
Dziewczynka zaginęła na dwa dni. Gdy rodzicom udało się w końcu do niej dodzwonić, wyszło na jaw, że jest w Sankt Petersburgu, na lotnisku Pułkowo. Niedługo później została zatrzymana przez policjantów.
Uczennica powiedziała im, że chciała polecieć samolotem, bo nigdy wcześniej tego nie robiła. Opowiedziała, że kontrole przechodziła zbliżając się do przypadkowych dorosłych i sprawiając wrażenie, że to jej opiekunowie.
Nieodpowiedzialnie zachowały się również stewardesy linii lotniczej Rossija, której samolotem dziecko odleciało z Moskwy. Na pokładzie dziewczynka szczerze przyznała, że podróżuje sama, a stewardesy nie sprawdziły, czy ma bilet i pisemną zgodę rodziców.
Trzy poziomy systemu kontroli bezpieczeństwa nie wykazały, że dziecko podróżuje bez biletu - komentuje anonimowo przedstawiciel linii Rossija. Już przy wejściu na lotnisko dziecko powinno zostać zatrzymane. Kontrole obejmą nie tylko służby bezpieczeństwa lotniska Wnukowo, ale także załogę samolotu naszej linii - dodaje.
Wiadomo także, że rodzicom dziecka grozi grzywna za brak opieki.
(MRod)