Jak ustaliła policja, spośród 13 dzieci, które musiały skorzystać z pomocy lekarzy niektóre w ogóle nie jadły lizaków, co do których jest podejrzenie, że były zatrute. Nadal nie wiadomo też skąd w organizmach dwóch dziewczynek znalazły się narkotyki.
Dzisiaj chemicy i laboranci nie są w stanie nam powiedzieć, czy te opiaty są wynikiem spożycia czystego narkotyku, czy ten wysoki wynik na zawartość opiatów powstał przez to, że te dzieci spożyły jakiś artykuł spożywczy, który mógł taką reakcję wywołać - mówił podinspektor Andrzej Borowiak.
Policja przez cały piątek przesłuchiwała dzieci i ich rodziców, usiłując ustalić czym mogli się zatruć uczniowie gimnazjum. Niezależnie od wstępnych ustaleń, także lizaki, które dziewczynki dostały na Dzień Kobiet od kolegów będą poddane szczegółowym badaniom. Na razie jednak nie ma dowodów, że w słodyczach była jakaś substancja trująca lub narkotyki (ich obecność stwierdzono we krwi dwóch dziewczynek, które na obserwację trafiły do szpitala).
Po zatruciu dokładnie sprawdzono stołówkę szkolną; strażacy zbadali także szczelność wszystkich instalacji w budynku – nic niepokojącego nie stwierdzono.
W piątek do pielęgniarki – oprócz dwójki uczniów odwiezionych już do szpitala – zgłaszali się także inni uczniowie. Wszyscy mieli takie same objawy: silne bóle głowy, zawroty, odczucie zima, suchości w gardle, wysokie ciśnienie i wysokie tętno.
To charakterystyczne objawy występujące po spożyciu środków odurzających - mówią lekarze. Pytanie tylko skąd wzięły się one w organizmie dzieci. I rodzice, i nauczyciele są przekonani, że uczniowie świadomie ich nie zażyli.