Spowodowanie katastrofy w ruchu lądowym ze skutkiem śmiertelnym – to zarzut wobec 29-letniego kierowcy, który w piątek wjechał w grupę ludzi czekających na przystanku autobusowym na warszawskim Targówku. Zginęło 5 osób, 2 nadal są w szpitalu.
Mikołaj P. przyznał się do zarzucanego mu czynu i złożył obszerne wyjaśnienia. Nie pamięta jednak, z jaką prędkością jechał tuż przed wypadkiem. Zbada to biegły sądowy, ale przypuszcza się, że kierowca trzykrotnie przekroczył dozwoloną prędkość 40 kilometrów na godzinę. Grozi mu do 12 lat więzienia.
Mężczyzna przebywa w szpitalu, został jednak zatrzymany, a to oznacza, że nie może na własną prośbę wypisać się do domu. Cały czas pilnują go policjanci. W poniedziałek biegły ma stwierdzić, czy Mikołaj P. może być przetransportowany do aresztu. Jeśli tak, prokurator zapowiedział wystąpienie z wniosek o 3-miesięczny areszt dla mężczyzny.
Pod opieką lekarzy nadal przebywa 52-letnia kobieta i 65-letni mężczyzna. Oboje mają liczne obrażenia wewnętrzne oraz złamania. Ich stan jest ciężki, ale życiu nic nie zagraża - informują lekarze.