Prokuratura Praga-Północ wszczęła już śledztwo w sprawie tragicznego wypadku na warszawskim przystanku autobusowym. Rozpędzony samochód wjechał w grupę ludzi. Zginęło 5 osób, 2 kolejne zostały ranne.
Sprawca może zostać oskarżony o spowodowanie wypadku ze skutkiem śmiertelnym. Grozi za to kara od 6 miesięcy do 8 lat więzienia. Prokuratura nie wyklucza jednak, że wprowadzona zostanie znacznie poważniejsza kwalifikacja czynu – spowodowanie katastrofy w ruchu lądowym. W tym przypadku prawo przewiduje nawet 12 lat więzienia.
Do wypadku doszło, gdy kierowca forda Focusa, jadąc w kierunku Bródna, uderzył w przystanek autobusowy, na którym stało kilkanaście osób.
Cztery z nich spadły razem z autem, gdy przebiło ono barierkę dźwiękoszczelną wiaduktu i spadło ok. 5-6 metrów w dół. Dwie osoby zginęły na miejscu; trzy zmarły mimo reanimacji.
Kierowca wysiadł z samochodu o własnych siłach. Był w szoku, nie odniósł jednak poważniejszych obrażeń. Prawdopodobnie jechał zbyt szybko i wpadł w poślizg. Na trasie przez kilka godzin były duże utrudnienia w ruchu.
W miejscu, gdzie doszło do wypadku, obowiązuje ograniczenie prędkości do 40 kilometrów na godzinę. Po południu przejeżdżające tędy auta jechały bardzo wolno – jednak tylko z powodu korków. Korzystający z feralnego przystanku ludzie przyznają, że mało kto przestrzega ograniczenia. Posłuchaj relacji Pawła Świądra:
Prokuratura przesłuchuje świadków, powołany ma zostać także biegły. Zdecydowano także o przeprowadzeniu sekcji zwłok.