"Ludzie spadają z niezabezpieczonych budowli, łamią sobie ręce i nogi, podobno ktoś zginął, zlatując do szybu windy" - tak mieszkańcy opisują reporterowi RMF MAXXX to, co dzieje się w opuszczonych budynkach przy ul. Twardowskiego, obok Centrum Kongresowego ICE Kraków. Tylko w zeszłym roku policja interweniowała tam prawie 50 razy. Teren ten należał kiedyś do firmy Leopard, upadłego dewelopera. Kancelaria z Warszawy kupiła niedokończone bloki i udziały w nieruchomości przy Twardowskiego za… 1000 złotych.
W budynkach przy Twardowskiego urządzane są libacje, przychodzą młodzi ludzie, bawią się, piją alkohol, a potem o wypadek nietrudno - opowiadają nam okoliczni mieszkańcy. Ludzie spadają z niezabezpieczonych budowli, łamią sobie ręce i nogi, podobno ktoś zginął, wpadając do szybu windy. Ja tam byłem raz przy okazji ogromnego pożaru. Wyciągałem bezdomnych, którzy oprócz śmieci składowali w tym miejscu butle z gazem. W ostatniej chwili udało się uciec, ponieważ te butle wybuchały - opowiadał nam pan Tomasz.
W lecie pomieszkuje tu spora grupka bezdomnych, zimną przychodzą się dogrzać, palą śmieci, smród jest niesamowity - dodaje.
Opowieści mieszkańców potwierdzają policjanci. Dochodzi tam do przypadków wandalizmu, dewastacji mienia - przyznaje mł. insp. Sebastian Gleń z Komendy Wojewódzkiej Policji w Krakowie. Wybuchały tam pożary, ginęli ludzie, wypadki, upadki w szyby windy - opowiada. Te sprawy są tam na porządku dziennym. Ponadto - jak zaznacza - zdarza się, że podczas interwencji znajdujemy tam osoby poszukiwane, ukrywające się przed organami ścigania. Stąd ciągłe nasze zainteresowanie tym miejscem.
Teren, o którym mowa, należał kiedyś do znanego dewelopera Leopard. W tym momencie nie wiemy, kto jest właścicielem - stwierdza jeden z mieszkańców ul. Twardowskiego.
Do pustostanów często zaglądają streetwalkerzy MOPS-u - zapewniają urzędnicy. Wiedzą, że to jest miejsce, którym interesują się bezdomni, więc regularnie je odwiedzają i oczywiście namawiają te osoby, żeby skorzystały z pomocy miasta - mówi Monika Chylaszek, rzeczniczka prezydenta miasta Krakowa. Jak przyznaje, zazwyczaj jest "nie są to osoby, zainteresowane jakąkolwiek pomocą socjalną."
Działał tam Powiatowy Inspektorat Nadzoru Budowlanego, który nakazał właścicielowi zabezpieczenie tego terenu. Ten jednak odwołał się do Wojewódzkiego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego, więc czekamy na ostateczną decyzję w tej sprawie - dodaje Chylaszek.
Rzeczniczka prezydenta pytana, czy miasto może zabezpieczyć obiekt, zaznacza, że jest to obowiązek właściciela. Miasto nie może wejść do cudzej nieruchomości i jej zabezpieczać - przypomina.
Powiatowy Inspektorat Nadzoru Budowlanego 16 lutego 2017 roku nałożył na współwłaścicieli nieruchomości przy Twardowskiego obowiązek zabezpieczenia budynków do 31 maja tego roku. Ci jednak odwołali się od tej decyzji do Małopolskiego Wojewódzkiego Nadzoru Budowlanego. MWNB 21 listopada wyznaczył nowy termin zakończenia sprawy do 15 stycznia 2018 r.
Postępowanie odwoławcze jest w toku i uzupełniamy materiał dowodowy w sprawie. W naszej ocenie dokumeny, które przesłał Powiatowy Inspektorat Nadzoru Budowlanego, są niewystarczające do tego, żeby orzec w postępowaniu odwoławczym, czy decyzja PINB jest prawidłowa. Dlatego wyznaczyliśmy termin załatwienia sprawy do 15 stycznia 2017 roku - tłumaczy Artur Kania, zastępca Małopolskiego Wojewódzkiego Inspektora Nadzoru Budowlanego w Krakowie.
Dopytywana, dlaczego przesunięto termin zakończenia sprawy, skoro wejście na teren budowy stwarza zagrożenie życia, zaznaczyła, że Powiatowy Inspektorat nie stwierdził, żeby tam było zagrożenie życia i zdrowia mieszkańców. Tylko stwierdził w decyzji, że w obiekcie, który zgodnie z przepisami prawa powinien być zabezpieczony, zabezpieczenia zostają co jakiś czas demontowane i wchodzą tam osoby, które ewentualnie, że wchodzą na teren budowy mogą być zagrożone - dodaje Artur Kania.
Jak podkreśla w rozmowie z nami problemem jest przede wszystkim nieuregulowany stan prawny budynku. Ponieważ nie do końca mamy ustalonego inwestora, który fizycznie działa, PINB nałożył obowiązek zabezpieczenia terenu na współwłaścicieli tego terenu - wyjaśnia inspektor Kania.
Dlaczego współwłaściciele odwołali się od decyzji Powiatowego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego? Bo decyzja jest nieprawidłowa - tłumaczy Jakub Starowicz, radca prawny, kurator i przedstawiciel wierzycieli spółki Leopard sp. z oo. Według niego "zamurowywanie otworów do poziomu pierwszego piętra w sposób trwały w sytuacji, w której jest przewidywana realizacja tej inwestycji, idzie zbyt daleko". Uważamy, że można takie zabezpieczenie wykonać w sposób tańszy i charakterystyczny dla praktyki budowlanej - zaznacza.
Jakub Starowicz uważa także, że budynki przy Twardowskiego to nie tylko ich problem i wywołuje do tablicy administrację publiczną. Dostają się na ten teren osoby nieupoważnione, co powoduje różne zdarzenia niepożądane i to przeszkadza sąsiadom czy też inwestorom, którzy w sąsiedztwie inwestują. Natomiast zapomina administracja o tym, że powinno to być w jakiś sposób strzeżone jako cudze mienie - tłumaczy.
Wszak każdy obiekt można zabezpieczyć - podkreśla. Oczywiście może to być ogrodzenie, mogą to być zaślepione otwory wejściowe za pomocą płyt OSB. Ten obiekt jednak wymagałby całodobowej opieki, czyli ochrony. Tyle że to generuje określone koszty i tu się pojawia problem polegający na tym, kto te koszty miałby pokrywać - przyznaje Starowicz.
A może budynki powinna zabezpieczyć kancelaria ze stolicy, która kupiła niedokończone bloki i udziały w nieruchomości przy Twardowskiego. Budowa zostanie zabezpieczona po rozstrzygnięci wszelkich kwestii prawnych co do podmiotu, któremu przysługują udziały w spółce Leopard Sp. z.o.o. i dopiero po rozstrzygnięciu tej kwestii przez sąd zostaną podjęte działania - mówi dziennikarzowi RMF MAXXX Piotr Mikołajczyk, prawnik z Warszawy.
Na razie - jak wyjaśnia "wybrany został oferent, który zobowiązał się do wykonania tego zabezpieczenia zgodnie z wytycznymi PINB." To 170 tysięcy złotych, te środki są zabezpieczone na ten cel. Aczkolwiek do czasu prawomocnego rozstrzygnięcia kwestii własności udziałów w tej spółce nie będą podejmowane żadne kroki - zapewnia.
Przypomnijmy, że teren i położone na niej nieruchomości zostały kupione przez stołeczną kancelarię za 1000 złotych. Jak tłumaczył w rozmowie z reporterem RMF MAXXX Jakub Starowicz, przedstawiciel części wierzycieli, kwota była tak niska, bo firma była w upadłości. Wyceniając spółkę biegły musiał uwzględnić jej zadłużenie, a ono istniało wobec funduszu Manchester. Dlatego też biegły zastosował metodę wyceny, z której mu wyszło, że ta spółka ma wartość ujemną, a więc w ocenie syndyka mogła być sprzedana za każdą kwotę powyżej grosza - podkreśla. Dodajmy, że stan prawny nieruchomości nadal jest niejasny; sprawa jest w sądzie.
Przemysław Błaszczyk