Amerykańscy żołnierze służący w Iraku coraz bardziej obawiają się o swój los. W ciągu ostatniej doby doszło tam do kolejnych zamachów na siły USA. W dwóch atakach zginęło 4 żołnierzy, a 6 zostało rannych. W stan najwyższej gotowości zostały postawione oddziały stacjonujące w Tikricie - rodzinnym mieście Saddama Husajna.
Do pierwszego zamachu doszło wczoraj w mieście Bakuba na północny-wschód od Bagdadu. Zginęło 3 amerykańskich żołnierzy, a 4 zostało rannych. Wojskowi pilnowali szpitala dziecięcego. Zostali zaatakowani granatami.
Drugi raz terroryści zaatakowali wieczorem. Obrzucony został granatami wojskowy konwój. Jeden żołnierz zginął, a dwóch zostało rannych.
Tymczasem - jak donosi "Washington Post" - Biały Dom rozważa plany wzmocnienia administracji amerykańskiej w Iraku i utworzenia stanowiska bezpośredniego łącznika-koordynatora między nią a Waszyngtonem. Gazeta powołuje się na pragnącego zachować anonimowość urzędnika Białego Domu, zastrzegając, że żadnych decyzji jeszcze nie podjęto.
"Washington Post" twierdzi, że kierujący cywilną administracją amerykańską w Iraku Paul Bremer może zostać "wzmocniony" np. przez Jamesa Bakera. Baker był sekretarzem stanu za prezydentury Busha seniora.
Jako potencjalnego łącznika z Waszyngtonem wymienia się Reubena Jeffreya, który był członkiem kierownictwa towarzystwa inwestycyjnego Goldman Sachs.
Tymczasem Amerykanie powinni się jak najszybciej uporać się z nowym kłopotem w Iraku – ciałami zabitych synów Husajna. Muzułmanie grzebią swoich zmarłych przed zachodem słońca w dniu śmierci. Uczeni islamscy głoszą, że świętość ciała muzułmanina musi być uszanowana za życia i po śmierci, a stare powiedzenie irackie głosi, że szybki pogrzeb jest najwyższym honorem oddanym pamięci zmarłej bliskiej osoby.
W tej sytuacji przetrzymywanie już do kilku dni ciał zabitych Udaja i Kusaja w chłodni na bagdadzkim lotnisku budzi coraz większe oburzenie wśród Irakijczyków.
09:00