Coraz więcej kłopotów mają siły okupacyjne w Iraku - do walki coraz śmielej włączają się tamtejsi szyici. Młody radykalny duchowny Muktada al Sadr umiejętnie wykorzystuje frustrację Irakijczyków i rośnie w siłę. Wczoraj szyici starli się z siłami koalicji.
Na jego rozkaz w miastach irackich rozgorzały wczoraj zamieszki. Zginęło co najmniej 22 Irakijczyków, 8 Amerykanów i jeden żołnierz z Salwadoru. Do najkrwawszego starcia doszło koło Nadżafu. Milicja al Sadra ukryta w tłumie demonstrantów ostrzelała tam latynoską bazę. Wymiana ognia trwała aż trzy godziny.
Ta grupa ludzi w Nadżafie przekroczyła linię, za którą znajduje się przemoc. To nie będzie tolerowane - ostrzegał amerykański administrator Iraku Paul Bremer. A al Sadr zmienił taktykę - odwołał demonstrantów i polecił swym zwolennikom sterroryzować wrogów. Nie wyjaśnił, na czym ma to polegać, bo dla każdego Irakijczyka jest to oczywiste.
Z powodu narastającej fali przemocy coraz częściej słychać głosy o konieczności przesunięcia wyznaczonego na 30 czerwca terminu przekazania władzy nad Irakiem. Taką ewentualność potwierdzają w mediach w USA zgodnie - choć niezależnie od siebie - wpływowi senatorowie demokratyczni oraz republikańscy. Biały Dom nie chce jednak o tym słyszeć. Rzecznik George’a W. Busha powiedział, że amerykański prezydent w ogóle nie rozważa możliwości zmiany ustalonego terminu przekazania władzy.