Tysiące sunnitów i szyitów idą w kierunku Faludży, gdzie trwają ciężkie walki Amerykanów z irackimi bojówkarzami. W kolumnie jadą samochody z żywnością i lekarstwami. Ten w zamierzeniu pokojowy marsz zorganizowały muzułmańskie organizacje społeczne.
Irakijczycy wyruszyli rano z Bagdadu. W wielkim konwoju jedzie kilkadziesiąt ciężarówek wypełnionych żywnością i lekarstwami. Ludzie niosą portrety radykalnego duchownego szyickiego Muktady al-Sadra, a także zabitego niedawno przez Izrael założyciela Hamasu szejka Ahmeda Jassina. Nie ma szyitów, nie ma sunnitów, jest tylko islamska jedność - krzyczą.
Irakijczyków dwukrotnie usiłowali zatrzymać żołnierze USA. W pobliżu miejscowości Abu Garib sytuacja stała się napięta; Amerykanie stawili się na dogodnych pozycjach z bronią gotową do strzału. Tłum obrzucił ich kamieniami, żołnierze ustąpili i przepuścili ludzi.
Niespokojnie było dziś także w innych regionach Iraku. Amerykańskie wojska zburzyły nad ranem bagdadzką siedzibę radykalnego szyickiego przywódcy, Muktady al-Sadra. Budynek trafiony pociskami wystrzelonymi przez czołgi i śmigłowce zamienił się w stertę gruzów. W czasie ataku nikt nie zginął.
Niech będą przeklęci ci, którzy dokonali tego ataku - mówią mieszkańcy szyickiej dzielnicy Bagdadu i zapowiada odwet.