W sądzie w Warszawie ruszył proces trojga oskarżonych o szantażowanie senatora PO Krzysztofa Piesiewicza. Sprawa ruszyła dopiero za trzecim razem. Dziś w sądzie pojawiła się cała trójka oskarżonych - mężczyzna i dwie kobiety.
Do sądu nie przyszedł Piesiewicz, który jako pokrzywdzony ma w sprawie status oskarżyciela posiłkowego. Proces toczy się za zamkniętymi drzwiami. Wyjaśnienia złożyły dziś dwie kobiety z trójki oskarżonych. Akt oskarżenia wobec Joanny D., Haliny S. i Zbigniewa Sz. Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga skierowała do sądu w marcu.
Zarzuty dotyczą zmuszania Piesiewicza do "określonego zachowania" w zamian za nieujawnianie kompromitujących go materiałów. Oskarżeni szantażowali Piesiewicza od jesieni 2008 r. Nagrano spotkanie senatora z Joanną D. i striptizerką Joanną S., a potem kilka razy "odsprzedawano" politykowi kompromitujące taśmy. Według mediów, w sumie senator miał zapłacić za nagrania ponad 550 tys. zł.
W grudniu 2009 r. Piesiewicz zawiesił członkostwo w klubie parlamentarnym PO. Szef PO, premier Donald Tusk mówił wtedy, że nie można bronić zachowań Piesiewicza, bo - jak podkreślił - "są one nie do obrony". Dodał, iż wydaje się, że kariera polityczna senatora jest zakończona. Po ujawnieniu sprawy Piesiewicz rzadko pojawiał się publicznie. Wrócił do pracy w Senacie.
Kilka dni przed oskarżeniem szantażystów umorzono odrębne śledztwo wobec Piesiewicza. Prokuratura zamierzała zarzucić mu przestępstwa posiadania kokainy i nakłaniania innych osób do jej zażycia. W lutym br. Senat nie zgodził się na uchylenie mu immunitetu - bez czego nie można było postawić mu zarzutu. Wcześniej wniosek prokuratury negatywnie zaopiniowała senacka komisja regulaminowa.