Narasta konflikt pomiędzy miastem Słupsk a gminą wiejską Słupsk (woj. pomorskie). Miasto chce przejąć od gminy kilka miejscowości. Ta, wraz z dużą liczbę mieszkańców, nie chce się na to zgodzić. Decyzja ostatecznie należy do rządu. W poniedziałek w miejskim Słupsku odbył się protest.
Ulicami Słupska przeszedł dziś marsz przyjaźni - przyjaźni między miastem, a gminą Słupsk. To forma protestu mieszkańców gminy, którzy sprzeciwiają się planom przyłączenia do Słupska siedmiu, najbardziej zurbanizowanych, sołectw gminy. Miasto tłumaczy, że nie ma już terenów inwestycyjnych, ani pod nową zabudowę mieszkaniową, a do tego - jak dodają urzędnicy - większość mieszkańców gminy, na co dzień żyje w mieście.
Do protestujących te argumenty jednak nie trafiają. Jak mówią - procedurę zmierzającą do połączenia rozpoczęto za ich plecami.
"Zabrakło rozmowy, zabrakło dialogu" i "tu nie chodzi o dobro mieszkańców" - tak mówią uczestnicy dzisiejszego protestu. Podkreślają, że "w większości jesteśmy przeciwko przyłączeniu do miasta" i że nikt się z nimi nie liczy.
Wójt gminy Słupsk Barbara Dykier podkreśla, że zmiany zaproponowane przez miasto Słupsk oznaczałby utratę ponad 60 proc. dochodu gminy.
Oburzenie Barbary Dykier budzi również sposób przedstawienia tego pomysłu przez miejski Słupsk. "Ani uzasadnienia, ani analiz do tej uchwały. Kolokwialnie mówiąc wygląda to jak skok na kasę, na to żeby poprawić swoje wskaźniki budżetowe" - stwierdza wójt gminy.
Z kolei wiceprezydent Słupska Marta Makuch podkreśla, że są "najmniejszym miastem".
"Mamy tylko 43 metry kwadratowe powierzchni. W porównaniu do innych miast, to jest dwu-, trzykrotnie mniej, niż miasta ok. 100-tysięczne. Z tej powierzchni tylko 1/3 należy do miasta Słupska i przypomnę również, ze w tej 1/3 funkcjonuje 20 szkół, 20 przedszkoli, a 60 proc. dzieci, które chodzi do tych szkół, szczególnie ponadpodstawowych, to dzieciaki spoza Słupska" - wylicza wiceprezydent miasta.
Marta Makuch podkreśla, że miasto utrzymuje szkoły, do których w większości chodzą nie-Słupszczanie. "Słupsk dopłaca 82 mln zł do szkół i zrzucają się na to tylko Słupszczanie" - dodaje.
Wiceprezydent miasta odpiera również zarzuty wójt gminy dotyczące nieodpowiedniego sposobu przedstawienia swojego pomysłu. "Mieszkańcy gminy wiedzieli o tym chociażby dlatego, że równo rok temu została powołana przez radnych komisja do spraw poszerzenia granic" - mówi Marta Makuch.