Nigdzie nie ma zapisanych pieniędzy na obiecane przez premiera finansowanie zapłodnienia in vitro. Na razie jest tylko hasło - bez wskazania, kto i z czego zapłaci. Zgodnie z zapowiedzią Donalda Tuska, już w przyszłym roku zabieg dla 5 tysięcy par ma kosztować 50 milionów złotych, w kolejnych dwóch latach - po 100 milionów.
Premier mówił o programie Ministerstwa Zdrowia, więc teoretycznie pieniądze powinny pochodzić z resortowych programów zdrowotnych. Tyle że 700 milionów złotych na programy zdrowotne na przyszły rok zostało już rozdysponowane i nic nie wiadomo, aby minister finansów zwiększył budżet ministerstwa Bartosza Arłukowicza.
Pytanie, skąd wziąć pieniądze na in vitro, na razie jest dla Arłukowicza za trudne. Mówimy oczywiście o środkach, które muszą być zabezpieczone - mówi jedynie minister. Wiceminister zdrowia Sławomir Neumann ma własny pomysł: wskazuje budżet NFZ. Z programów lekowych, na które mamy pieniądze. Teraz będziemy analizować - mówi Neumann. Kłopot w tym, że programy lekowe finansuje NFZ z naszych składek, a szefowa Funduszu nic nie wie o tym, by in vitro miało obciążać budżet NFZ.
W tym bałaganie nic konkretnego nie potrafi też powiedzieć rzecznik rządu Paweł Graś. Mówi jedynie, że pieniądze powinny się znaleźć. Skąd - tego nie potrafi powiedzieć.
Według zapowiedzi Donalda Tuska, ministerialny program dotyczący in vitro ma objąć 15 tysięcy par, które nie mogą doczekać się potomstwa. Program miałby ruszyć od połowy przyszłego roku i objąć do końca grudnia 2013 5 tysięcy par, a w kolejnych dwóch latach - 10 tysięcy par. Finansowane mają być trzy próby zapłodnienia metodą in vitro.
Refundacja będzie dostępna dla par, które udokumentują, że od roku leczą bezpłodność.