Mało konkretów w rządowym programie - mówią niektórzy specjaliści od in vitro. „Trudno sądzić, by metoda stała się dostępna dla wszystkich, bo wiążę się z ogromnymi wydatkami. Koszt jednej procedury in vitro, którą często trzeba powtarzać kilkukrotnie, to mniej więcej 10-20 tysięcy złotych” - wyznaje doktor Joanna Szczyptańska, ginekolog, specjalista od leczenia niepłodności.
Kuba Kaługa: Pani doktor, jak duża jest skala tego problemu w Polsce? Ile par cierpi na niepłodność? Jak dużo podejmuje leczenie?
Doktor Joanna Szczyptańska: Według aktualnych danych, problem ten dotyczy mniej więcej 10-15 proc. populacji. Skala zjawiska jest podobna do większości krajów zachodnich. Szacuje się, że problemy z poczęciem dziecka ma około 3 milionów osób. Według danych Europejskiego Towarzystwa Rozrodu Człowieka i Embriologii, z zabiegów in vitro korzysta w Polsce około kilkunastu tysięcy par rocznie.
A jaki jest odsetek par, które skutecznie przechodzą leczenie?
Na podstawie naszych danych o leczeniu z kliniki InVicta, skuteczność zabiegów leczenia drogą zapłodnienia pozaustrojowego wynosi około 53 proc. Jeden program in vitro - wraz z diagnostyką - trwa od 1 do 2 miesięcy, raczej bliżej tych dwóch niż jednego. Często jednak cały proces diagnostyki trwa kilka lat. Diagnostyka, leczenie, wszystko zależy od przyczyny problemu.
Wspomnieliśmy, że promil par cierpiących na tę chorobę, decyduje się na tę metodę, a co jest główną przeszkodą? Chodzi o pieniądze?
Różnie to bywa. Dla wielu par kwestia finansowa jest ogromną barierą. Ci pacjenci mają dostęp do najnowszych, bardzo skutecznych metod, ale niestety to leczenie bywa kosztowne, więc problem finansowy istnieje.
A ile to kosztuje?
Koszt jednej procedury in vitro, to jest od 10 do 20 tysięcy złotych. Obejmuje on diagnostykę kobiety i mężczyzny, zabieg in vitro, leki, które będą potrzebne do stymulacji i ewentualne, dodatkowe procedury medyczne, które są później wykonywane w laboratorium in vitro podczas samej procedury.
10 - 20 tysięcy - to jest to minimum. A te koszty mogą rosnąć wielokrotnie?
Jeżeli tych programów in vitro jest więcej, to każdy program to dodatkowe pieniądze, które należy wyłożyć. I to też minimum 10 tysięcy złotych, dlatego że wszystko zależy od sytuacji medycznej pacjentów, badań, które muszą być wykonane później, leków, które trzeba zastosować podczas programu. Czasem konieczne jest także wykonywanie diagnostyki genetycznej. W niektórych przypadkach skorzystanie z gamet dawców. Trudno jest jednoznacznie określić, w jakiej kwocie pacjenci się zamkną przy tym leczeniu, czy to 10-20 tysięcy wystarczy. Jeżeli problem jest złożony i leczenie potrwa dłużej, to koszty są też większe.
Czyli dodatkowych wydatków może być bardzo dużo?
Tak, oczywiście. Wszystko jest indywidualnie rozpatrywane.
Program ogłoszony przez rząd, to jest krok w dobrą stronę? Jak pani to ocenia?
Bez znajomości jakichkolwiek szczegółów dotyczących kwalifikacji pacjentów, dostępnych dla nich procedur, które będą objęte tym programem rządowym, ograniczeń programu ewentualnego wsparcia finansowego, na jakie mogłyby liczyć te pary, to trudno powiedzieć, czy to jest dobre czy złe rozwiązanie.
Mało konkretów?
Na razie mało konkretów. Warto to z pewnością przedyskutować w gronie praktyków lekarzy i specjalistów.
Na razie mówimy o refundowaniu tylko tego, co dzieje się w laboratorium. Jest rozważane, co zrobić później z lekami. Czy bez refundowania leków tak naprawdę dajemy ludziom szansę, żeby się wyleczyli?
Wszystko zależy od możliwości finansowych pacjentów. Leki to jest dosyć spory koszt podczas procedury in vitro.
Większościowy?
Większościowy może nie. Natomiast jeśli są pary, dla których nie jest to wydatek przekraczający ich możliwości, to świetnie. Jeśli są pary, które bardzo mało zarabiają, a te pieniążki to jest dla nich duży koszt, a uzyskanie kredytu, na taką kwotę jest dla nich już przekraczającym ich możliwości wydatkiem, to w tym przypadku refundowanie samego tylko in vitro jest niewystarczające.
Pani by się zgodziła z takim stwierdzeniem, że ten program otwiera dostęp do in vitro dla wszystkich?
Z pewnością zwiększy możliwość pacjentów na przystąpienie do programu. A czy dla wszystkich? Trudno powiedzieć.